Ala,
A ja cały czas jestem na etapie, że jak już dojdę do siebie, to wrócę do starego życia. Nie potrafię się z tym pogodzić, że będę ograniczona. Niby mój rozum wie, a emocje pokazują zupełnie coś innego.
Pomimo, że tłumaczę sobie, że inni mają gorzej, jeżdżą na wózku inwalidzkim, mają raka, nie mają nogi, ręki, są w spiączkach...To trudno mi się pogodzić z tym, że będę musiała się pilnować i ograniczać.
Trudno nam żyć, teraz wiem, że jak ktoś tego nie przeżył, to nie rozumie, o co nam chodzi...
Też staram się robić rachunek sumienia. Owszem przyczyniłam się do swojego stanu zdrowia. Zawsze byłam narwana, nigdy nie odpoczywałam, dzwigalam sama meble, dzieci na rękach...Teraz wiem, że muszę wolniej i na pewno nie sama.
Tylko czy to wystarczy? Ale tego nie wie nikt. Czas pokaże.
Staram się już coraz mniej myśleć, co będzie...ucieka mi tu i teraz. Przykro mi, że w wieku 35 lat musiałam przeżyć operację kręgosłupa, że mam tyle chorób przewlekłych, że lekarze pytają, kiedy się tego dorobilam. Ale muszę przeżywać teraźniejszość, przecież życie jest piękne. Może tak miało być, żebym w końcu dostrzegła swój park pod blokiem, cieszyła się z odgłosu ptaków, ....A najważniejsze żeby mąż zaczął pomagać. I nagle się okazało, że on teraz mnie rozumie. Teraz widzi, ile dzwigalam 😉
Aj chyba nie ma co rozpamietywac, co było i będzie. Tego i tak nie wiemy. Szkoda życia. Ja aktualnie szukam szczęścia, zastanawiam się, co teraz może mi je dac. Bo skok ze spadochronu nie wchodzi już w grę.