Marcinie, stan mojego kręgosłupa to temat na oddzielną opowieść.
Ekipa, która mnie wtedy rehabilitowała, rozjechała się po świecie. Ordynator pracuje teraz w Miliczu, lekarka, która mnie prowadziła jest w Rawiczu, a rehabilitantki nie wiem gdzie sie podziały. Teraz tam są inni ludzie.
Mój kręgosłup zawziął się być inny niż wszystkie. Był rozchwiany, dyski i kręgi chodziły na niekontrolowane wycieczki, nerwy obrosły jakims paskudztwemi, a szyjne kręgi postanowiły się podzielić na mniejsze i po prostu, zaczęły sie rozpadać.
Teraz sobie mysle, że mogli mi zrobić krzywdę tymi rehabilitacjami, wielce skomplikowanymi cwiczeniami wyciągami i innymi torturami.
Zeby było zabawniej, właściwie nic mnie nie bolalo, wyjąwszy okres krótko przed pierwszą operacją Ls.
W szyjnym dorobiłam się
mielopatii, w lędzwiowym zaliczyłam zespół końskiego ogona, a przed kolejną operacją /miesiąc temu/ Ls, moj doktor nie pokazał mi jak wygląda moj kręgoslup, żeby mnie nie straszyć.
Niestety, takie jest życie. Dbam o siebie, kilka razy w roku jeżdżę na rehabilitacje /neurochirurg zalecił mi żartobliwie wybrać sobie jakis fajny oddział i tam zamieszkać, bo częsta
rehabilitacja jest warunkiem chodzenia/.
Są ludzie jak plastelina, którym rehabilitacja pomaga na całe życie a przynajmniej na długi czas. Ja, niestety, zawsze byłam niepokorna i mój kręgosłup też