Witam po długiej nieobecności, chociaż systematycznie Was podczytuję.
Trafiłam nareszcie do mądrego lekarza
rehabilitacji, który na dzień dobry mnie zdrowo o......ył! Stwierdził, że jestem zaniedbana rehabilitacyjnie. Jak na kogoś po czterech operacjach, z dziesięcioletnim stażem/ od pierwszej operacji zaraz dycha stuknie/. Fakt nie lubię zebrać skierowań, płaszczyć się i skarżyć, że coś boli.
Dojrzałam i idę wreszcie do neurologa/ 4 lipca, bardzo szybko!- nie byłam 10 lat!.Zapisałam sie już na czerwcową rehabilitację a po drodze wykupiłam płatny pakiet: 250 zł ,10 dni, po trzy zabiegi dziennie +indywidualny terapeuta do nauki domowych ćwiczeń. Dowiedziałam się,że powinnam ćwiczyć w domu. Lepiej późno niż wcale- tylko czemu mi tego nikt nie powiedział?
Motywacją jest lewy bark, który się zbuntował, boli jak cholera, no i lewa ręka przestaje się ruszać. Nie wspomnę o piersiowym- tu w razie bólu wystarczy się położyć na 10 min. w dowolnym miejscu. Robię to w razie potrzeby nawet na ulicznej ławce, wzbudzając politowanie ludków biorących mnie za pijusa. Przestałam się przejmować opinią o moim czasami niekonwencjonalnym zachowaniu.
I tak cieszę się, że moje operacje doprowadziły do stanu dość normalnego życia, nauczyłam się jak najmniej grzeszyć. Jednego tylko się nie nauczę- udowadniać lekarzom,że czasami potrzebuję pomocy bo jak to orzekł orzecznik: jestem wrakiem
Gdyby jeszcze nie wiały te nadmorskie wiatry powodujące okropniasty
ból głowy i szyi było by prawie dobrze.
Pozdrawiam wietrznie idę poleżakować i wypędzić ból głowy.....