Witam, chciałam wam opisać moją sytuację i liczę na jakieś porady z waszej strony :)
16 grudnia moja ciocia (60 l.) miała wypadek, została potrącona przez autobus. Lekarze nie dawali żadnych szans, ale podjęli się operacji mózgu. Stwierdzono zmiażdżenie prawej półkuli i mocne stłuczenie lewej, ma usunięty fragment czaszki (złamany obojczyk i dwa żebra) uznali, że mózgu właściwie nie ma i szans na przeżycie też nie. Lekarze wprowadzili ją w śpiączkę farmakologiczną na 6 dni. 25 grudnia sama podjęła oddychanie, zaczęła się ruszać i po kilku dniach po raz pierwszy zaczęła otwierać oczy tylko na chwileczkę. 1 stycznia ciocia została przeniesiona na oddział neurochirurgii, oczy otwierała na dłuższy czas (ok. 2 godzin) na nasze polecenie ściskała rękę, czuła łaskotki na stopach, można było zauważyć ruch policzków kiedy usłyszała coś zabawnego, reagowała na swoje perfumy (kiedy je poczuła to tak jakby się rozluźniała) na prawe ucho prawdopodobnie nie słyszy i kiedy się do niej mówiło odwracała głowę tak by dźwięk dochodził do lewego ucha. lekarz powiedział nam, że lewa półkula zaczyna pracować. Tak było do przedwczoraj, wczoraj i dziś nie było takich reakcji, tylko widać ruch gałek pod powiekami, ciocia zaczęła kaszleć, próbuje przełykać i zbiera się bardzo dużo śluzu, wczoraj tez pojawiła się temperatura 38 stopni. Rozmawialiśmy z ordynatorem, doradził żeby ciocie przewieźć do Bydgoszczy do szpitala wojskowego, jak tylko będzie to możliwe, wiem , że prof. Marek Harat jest bardzo dobrym specjalistą, jednak z tego co wiem na wizytę czeka się kilka miesięcy.. a nam jest potrzebny na już. Z naszych obserwacji od wczoraj cioci się pogorszyło, nie wiemy czy to jakaś infekcja? Czy możecie mi coś powiedzieć, czy może to być zapalenie płuc? dzisiaj z ciocią nie było żadnego kontaktu, tylko ten straszny kaszel i wydzielina. Czy ktoś z was orientuje się jak łatwi się przeniesienie do innego szpitala i jak długo to może trwać?