Moja historia z
zawrotami głowy:
Wyjazd zagraniczny i dopadły mnie zawroty, osłabienie, obawa przed upadkiem, stałe przytrzymywanie się czegoś, wrażenie, że mogę zemdleć, unikanie pozycji stojącej, potliwość.
Ledwo wróciłem do kraju. Laryngolog stwierdza, że wszystko OK. Neurolog, że okej, zaleca picie dużo wody (odwodnienie). Nie pomaga.
Decyduję się na oczyszczenie wątroby wg sposobu Dr Clark. Poczułem się trochę lepiej, ale problem wrócił po kilku dniach - zawroty, wrażenie niestabilności i że zemdleję.
Minęły ze 3 miesiące i problem jest. Kolejny lekarz ogólny daje lek na obniżenie cholesterolu i na ukrwienie mózgu. Po 10 dniach stosowania nie pomaga nic. Odstawiam prochy.
Decyduję się na kolejne oczyszczanie wątroby. Tylko niewiele lepiej niż za pierwszym razem.
Mija łącznie już 6 miesięcy. Robię 3 oczyszczanie wątroby i dodatkowo popijam ziółko ginko biloga.
PO 3-CIM CZYSZCZENIU PROBLEM PRAWIE ZNIKA, szacuję zmniejszenie o 90%. Sukces. Teraz po 2 tyg od ostatniego oczyszczania czuję się dobrze i liczę, że o tym zapomnę.
Co proponowali lekarze jak się nie uda z cholesterolem i lekiem na ukrwienie mózgu? Proponowali konsultacje psychiatryczną, ze względu na podejrzenie nerwicy. Wg opisów z forów kończy się to prochami antydepresyjnymi i rozwaleniem wątroby i żołądka po prochach. Po prostu lekarze nie wiedzą w czym problem i później kierują do psychiatry, a psychiatra daje prochy, aby pacjent miał przeświadczenie, że jest "leczony".
Oczywiście nie wykluczam, że ktoś może mieć nerwicę i zawroty, i dlatego wymaga jakiejś terapii.
Jak oceniam sprawę? Wg mnie mogło to być zatrucie organizmu toksynami, tym bardziej, że niezbyt działał u mnie układ trawienia, zanieczyszczenia złogami cholesterolowymi w wątrobie, i w ogóle zafajdana wątroba, która przestała sobie radzić z oczyszczaniem krwi. Modle się, aby te zawroty nie wróciły, bo to po prostu tak uciążliwe, że normalnie wyklucza człowieka z normalnego życia - bo się upadnie, to lepiej siedzieć w domu... ZDRÓWKA.