Mam na imie Pawel (26 lat) od 2 lat mieszkam w Wielkiej Brytani z żoną (26 lat) i córeczka (2,5 roku), pewnej niedzieli żona źle się poczuła miała migrene poczym poszła spać, dzień puźniej gorączka 39,8-pojechaliśmy do szpitala lekarze ją zbadali i stwierdzili przeziębienie, dostała AMOXICILLIN 500mg, 21 tabletek 3 X dziennie-dawka na tydzień czasu.Minoł tydzień i kolejny poniedziałek i bez zmian nadal gorączka i
bóle głowy, więc wróciliśmy do szpitala po dokładniejszych badaniach nic nie stwierdzono tylko zafundowano jej paracetamol w kroplówce oraz zostawili ją na noc na obserwacje.Rano we wtorek została zwolniona oraz powiedziano że wszystko jest ok tylko może być osłabiona po chorobie.Kolejny dzien (środa) to już temperatura 32,7!!! 33,4!!! 33,7!!! ufając lekarzą przygotowywałem żonie jej ulubione posiłki, podawałem witaminy i ciepłą cherbate jednak jej stan się nie poprawiał wręcz odwrotnie, zadecydowaliśmy że żona wróci do Polski w czwartek i tam z pewnością lekarze jej pomogą.Nastempnego dnia (czwartek) wyruszyliśmy w trase po dojechaniu do Dover w kolejce na prom do Francji żona zaczeła wymiotować białawą pienistą mazią (nigdy w życiu nieczułem tak nieprzyjemnego i intensywnego zapachu-coś okropnego), gałki oczne zaczey jej drgać oraz urwał się całkiem kontakt.Wezwałem karetke, po jej przyjeździe lekarze podejżewali że wzieła narkotyki, zrobili jej testy na miejscu ale nic nie wykryto (poza tym jest ona wielkim przeciwnikiem narkotyków alkoholu itp kocha sport i turystyke), zabrali ją do szpitala w Canterbury tam przez pierwszy dzień wmawiali mi że napewno coś wzieła bo jej ciało jest wiotkie, majaczy a oczy drgają i słabo reagują na światło-jednak ja znam swoją żone i nie dałem za wygraną.Po południu już podejżewali co to jest... około godziny 17 była już po punkcji i tomografi badaniach krwi i wielu wielu innych, postawiono diagnoze wirusowe
zapalenie mózgu.Zona już prawie nie miała kontaktu odpowiadała ruchami głowy a opieka lekarzy była mniej niż przeciętna.Na kolejny dzień przenieśli ją na ITU (Intensive Care Unit) intensywna terapia ze wzglendu na problemy z oddychaniem. Tentno miała bardzo dleikatne na poziomie 50,tęperatura srednio ok 34 do 35, ciśnienie krwi 80/49, oddech na 70%.Dostała maske tlenową z napyleniem płynów , antybiotyki na odpowiednie wirusy, High fibre food (wysoko kaloryczne pożywienie 1g/1kaloria) dawkowane nosem sensory na całym ciele, rurka w szyji do podawania części leków-widok przerażający.Jej stan się polepszał próbowała mówić ale bardzo cicho, podnosiła ręke by mnie przytulić, nawet zdejmowała sobie maske tlenową bo jej przeszkadzała, jednak wieczorem lekarze zadecydowali że wprowadzą ja w stan śpiączki farmakologicznej na okres od 2 do 6 dni i podłączą ją pod maszyne która będzie za nią oddychać ze względu na brak pracy lewego płuca (od czsu do czasu).Wyniki się poprawiły cisnienie na poziomie 128/62 tentno ok 62, tęperatura 36,4 oddech na 100% nabrała też kolorów na twarzy.Po przebudzeniu będzie robiony skan mózgu-rezonans by określić jakie zniszczenia mogły powstać w wyniku działania wirusów, opieka jest świetna na tym oddziale wszystko jest mierzone na bierząco i wyświetlane w jej indywidualnym pokoju na kilku monitorach oraz na centrali Intensywnej Terapi, co pare minut pielęgniarki sprawdzają wszystkie wskazania na monitorach, kroplówki i jedzenie dawkowane komputerowo.
Jednak czy to wszystko jest w stanie jej pomóc, czy i kiedy wróci do zdrowia, czy pierwszy tydzień gorączki i drugi osłabienia nie wyrządził jej zbyt dużej krzywdy i najtrudniejsze pytanie czy lekaże podczas pierwszych wizyt w szpitalu gdzy miła gorączke niedopełnili swojich obowiązków a może ja coś źle zrobiłem...bo jednak w niektórych rejonach Angli Polak to niby człowiek ale napewno nie pacjent, w Canterbury moja Agusia jest z pewnością i cłowiekiem i pacjentem.
Co sądzicie o tej historii, czy może jeszcze jest za wcześnie by coś wywnioskować, w szpitalu w Canterbury jest od piątku 13.03.2009 czyli jak narazie 3 dni, po pierwszym dniu dostała leki i dobrą opieke jednak ja ze względu na sytuacje finansową ( drogie hotlele, gospody itd.) dziś (niedziela wieczór) musiałem wrócić do pracy 600km od żony bo dostałem ultimatum od szefa albo pracujesz od poniedziałku do piątku albo won do Polski, serce mi pęka bo barzo ją kocham ale nie rozbije namiotu pod szpitalem a kiedy wyjdzie musze przecież ją utrzymać i córeczke, jednak w karzdy weekend będe przy niej.