Witajcie! Dwa lata temu zdiagnozowano u mnie guza szyszynki podczas wykonywania
rezonansu magnetycznego. Dość małego, bo z tego co kojarzę to 1,7 mm. Zalecono mi ponowienie badania w ciągu kolejnych trzech lat, żeby sprawdzić jak się miewa nieprzyjaciel. Przed rezonansem miałam wykonywany około 3 razy tomograf - ze względu na to, że bolała mnie głowa, miałam upadek z wysokości oraz przed rezonansem, kontrolnie. Tam nikt nie wspomniał o guzie szyszynki. Wszystko było dobrze. Opisy nie sugerowały zadnych zmian. Dopiero ten rezonans. Diagnoza dobiła mnie psychicznie. Czułam, że został na mnie rzucony wyrok - przysięgam. Płakałam co noc, ale w zwiazku z tym, że guz nie dawał mi zadnych objawów, bo nie bolała mnie głowa, tylko czasem, ale bol trwal tylko kilka sekund - zapomniałam o obecności tego tworu w mojej głowie. Dopiero wczoraj totalnie przypadkiem pojawiło mi sie w głowie słowo „szyszynka” i przypomniało mi się, że przecież mam guza. Nie zwróciłam uwagi na to, ze moje zachowanie jakos sie zmieniło. Raz trafiłam na SOR z okropnym atakiem paniki, neurolog, ktory akurat był lekarzem dostępnym wykluczył w podstawowym badaniu neurologicznym cokolwiek złego. Ale teraz, jak mi sie to przypomniało, to znowu od dwoch dni mam konkretna podlamke i chce mi sie plakac. Bole głowy sa, ale jestem grafikiem, wiec większość czasu spędzam przy komputerze. Wzrok - jak to moj wzrok, od urodzenia wada prawego oka, na ktore nic nie widze. Badany co rok, nic sie nie zmienia, nosze okulary. Czasem pojawi mi sie przed okiem czarna plamka, ktora zaraz znika. Jak siedze i działam to nawet nie zwracam na to uwagi, ale od tych kilku dni wyszukuje sobie objawów. Migren nie mam. Głowa jak zaboli to tylko dosłownie na kilka sekund, promieniuje do czoła, po czym przestaje. Spie jak dziecko. Kładę sie spac o 21:30, wstaje o 6:30, często zmeczona, ale po chwili zmęczenie mija. Choruje na niedoczynnosc tarczycy. TSH - 1,2 , wiec w normie.
Prolaktyna w normie. Morfologia pełna łącznie z OB i CRP w normie, bez odchyleń, wszystko jest w super. Nie wiem, czy te kilkusekundowe bole glowe, ataki paniki moga byc zwiazane z guzem szyszynki? Czy guz przez te dwa lata mogl urosnąć na tyle, zeby zaczac uciskać na jakies miejsca, ktore powodują u mnie takie samopoczucie? Czy jest to zwiazane ze stresem i moim dodatkowym nakręceniem sie na to, ze mam nowotwór? Jestem okropna hipochondryczką i naprawde nie daje sobie rady. Jest moze tu ktos, kto ma zdiagnozowanego guza szyszynki juz kilka lat? Jak sie czujecie? Zmieniło sie cos? Na gorsze/na lepsze? Zaznacze, ze dopoki nie przypomniałam sobie o tym, ze guz został zdiagnozowany to kompletnie o nim zapomnialam i w ogole sie tym nie przejmowałam. Nie miałam objawów - teraz nagle sie pojawiły. Przepraszam, ze wszystko tak niechlujnie opisane, ale pisałam to, co mi pierwsze przychodziło do głowy. Kazda odpowiedz bedzie dla mnie ratunkiem i wsparciem. Dziekuje.