Witam ,
jestem tu nowa.
Jestem mamą 15 letniej nastolatki u której w zeszłym roku na poczatku maja zdiagnozowano tętniaka tętnicy szyjnej wew. strona prawa. tętniak mieszczący się za okiem. Przez długich 10 lat chodzilismy z dzieckiem do lekarzy z powodu bólów głowy. co i rusz słyszeliśmy iż dziecko jest wysokie, szybko się rozwija i przejdzie samo jak zacznie dojrzewać. Póżniej doszły do tego podejrzenia o migrenę [ ponieważ zasugerowano się moimi częstymi
bólami głowy na tym tle ] tętniak 5x3,5mm. Po badaniach, konsultacjach, sprawdzeniu płynu rdzeniowego. dostalismy zalecenie obserowawać i następne badanie kontrolne za pól roku.
NIESTETY, 19 czerwca tętniak pękł. Córka w tym czasie była u rodziny. Naszczęście nasza w tej małej miejscowości była dyżurująca karetka, przewóz szybko do wiekszej miescowości tomografia głowy i diagnoza
wylew podpajęczynówkowy z przebiciem do komór.
Córka została przewieziona do duzego warszawskiego szpitala dziecięcego na oddział anestezjologi i intensywnej opieki medycznej. Tam nic poza podtrzymywaniem jej funkcji życiowych nie zrobiono, na zabieg na otwartej głowie się nie nadawała, na założenie drenazu takze, nie zrobiono jej dopplera czy nie będzie dodatkowych skurczy. Leżała taka bezbronna pod respiratorem [ wyglądała jakby spała ] obok niej cztery pompy wytłaczające rózne płuny medyczne [ tihipental, dopamine, i inne leki]
Nasze dziecko powoli odchodziło, wyłam na korytarzu przed stalowymi drzwiami, prosząc o chwile pobycia przy córce. w jednej sekundzie życie przewartościowało się diametralnie. Bo cóz naczy dobry samochód, czy praca jak tracisz kogoś kto jest twoim całym światem. I ty jako rodzic nie mozesz nic jesteś bezsilny, wyjesz z bólu, wyzywasz boga od najgorszych.
O zabiegu embolizacji w tym szpitalu nie było mowy, brak doświadczenia choć sprzet jest.
Dostalismy szanse od kogoś komu zaufaliśmy w 100 % w 1000 % oddaliśmy nasze dziecko w jego działania.
Lekarze ze szpitala dziecięcego powiedzieli ze bierzemy odpowiedzialność na siebie co stanie się z córką.
Powiedzieliśmy aby załatwili transport do innej placówki. Tutaj poleciały w naszą stronę gromy o nieodpowiedzialności o tym że my nie zdajemy sobie sprawy na co narażamy dziecko. spytałam krotko czy oni są w stanie pomóc. NIEEEEEEEEEE TO BYŁA ODPOWIEDŹ. Wiec my już nic nie ryzykujemy, a jak nie podejmiemy takiego kroku to może stac sie najgorsze.
Córka 21 czerwca została przwieziona do innej placówki gdzie czekał zespół operatorski. Tak usłyszeliśmy dziecko umiera, ale jak nie zrobimy wszystkiego to całe zycie będziemy mieli wątpliwości.
Nasze Maleństwo miało 1% na przeżycie, z tego 1 % połowa szans że przezyje transport do innej placówki że tętniak nie doleje. Czas oczekiwania na karetkę z córką był koszmarem czuliśmy z mężąm jaky trwał wieczność. dojechała, pod pompami w śpiączce, odrazu pojechała na embolizacje. zabieg trwał 40 min. tętniaka udało się zamknąć, i teraz czekaliśmy. Uprzedzono nas o następstwach wylewu i co moze się stać.
Po zabiegu walczyliśmy w temperaturą, gronkowcem, zapaleniem płuc. Po tyg córkę wybudzono. Wprawdzie po tych wszystkich lekach wyglądałą koszmarnie, ale żyła. ŻYŁA, PO WYJĄCIU RURKI INTUBACYJNEJ POWIEDZIAŁA PIERWSZE SŁOWA. Był
niedowład lewostronny który powoli się cofał.
Dziecko bredziło, mówiło rózne dziwne rzeczy traciło kontakt z rzeczywsitością, ale żyło.
Niestety w tym szpitalu nie mogła zostac dłużej i musiała wrócić znów do tego słynnego warszawskiego szpitala dziecięcego. Powiedziałam NIEEEEE, jeśli ma wrócić na oddział neurochirurgii gdzie to skazali ja tamtejsi lekarze na smierć.
Udało się wróciła na naurologie, tam dochodziła do siebie i po miesiącu i 3 dniach wyszła słaba bo słaba ze szpitala o własnych siłach