Witajcie, czytam forum ponad miesiąc.
Od dwóch miesięcy walczymy o życie i powrót do zdrowia córki, która targnęła się na swoje życie... Szczęście w nieszczęściu, ze kolega z którym wcześniej się spotkała cofnął się do niej i podjął reanimację. Dopiero ratownikom z karetki udało się przywrócić akcję serca. Córka została zaintubowana i przewieziona do szpitala. Tomografia wykazała ogniska niedokrwienne w mózgu, lekarze nastawili nas na możliwość wystąpienia wstrząsu i
obrzęku mózgu co nastąpiło. Po dwóch dobach pojawił się obrzęk mózgu, zapadła decyzja o kraniektomii odbarczającej mózgu. Usłyszeliśmy, ze to heroiczna walka o jej życie i mamy brać pod uwagę najgorsze. Córka przeżyła operację, bez powikłań, obrzęk narastał przez kilka kolejnych dni, objął twarz i szyję, ale miał już ujście. Po czterech dniach od zabiegu wyłączono leki powodujące śpiączkę farmakologiczną, niestety bez żadnej reakcji ze strony córki. Po kilku dniach bez żadnej poprawy lekarze zaczęli przebąkiwać o śmierci mózgu, niby przypadkiem dostaliśmy broszury o reakcjach neurologicznych na które zwrócić uwagę i o przeszczepach organów zarazem, dali Oliwii 5 dni, potem chcieli przeprowadzać badanie mające na celu stwierdzenie śmierci mózgu. My oczywiście liczyliśmy na cud. Kolejny. Córka chyba usłyszała co się kroi, następnego dnia zaczęła reagować na odsysanie z rurki, źrenice zareagowały na światło a wieczorem podnosiła rękę. Możecie domyślić się Państwo jaka była nasza radość. Kilka kolejnych dni przyniosło poprawę i zaczęła oddychać najpierw wspomagana przez respirator, potem już tylko na kominku. W kolejnych dniach przyplątała nam się infekcja, trafiliśmy na respirator. W tym samym czasie dowiedzieliśmy się o niedotlenieniu serca, po kilku dniach jak zwykle w tym szpitalu - wszystko co nie zagrażało życiu było pomijane. Oliwia nie podjęła już samodzielnego oddychania- męczyła się co pani ordynator zrzuciła na uszkodzenie mózgu i wychodzące wciąż powikłania. To samo mówiła o niedotlenieniu serca. Tylko w tym czasie gdy ono wyszło okazało się, ze córka miała nieprawidłowo założoną rurkę intubacyjna. Zastanawiamy się czy to nie było przyczyną tego niedotlenienia serca.
Kolejne tygodnie
rehabilitacja raz dziennie raptem pół godzinki, my ćwiczyliśmy z córką gdyż prośba wprowadzenia dodatkowej rehabilitacji nie spotkała się z aptobatą pani ordynator, jak i prośba skonsultowania córki na cyber oku na nasz koszt gdyż zdaniem lekarzy nie ma z nią kontaktu, naszym zdaniem jest
Cały czas lekarze dawali nam do zrozumienia, ze stan jest krytyczny i córka umrze. Jest z nami, walczy. Nie ma spektakularnych postępów, ale zamyka oczy w odpowiedzi. Nie zawsze. Gdy ćwiczymy zgniecie nóg mamy wrażenie, ze pomaga nam je odprowadzać. Ma spastyczność mięśni wiec nie jestem tego pewna. Lekarze stwierdzili porażenie czterokończynowe plus
mielopatię poniedotleniową. Córka nieznacznie porusza szyją na boki, wiec mam nadzieje, ze te czarne scenariusze się nie sprawdzą. W piątek ordynator oznajmiła mi , ze załatwia miejsce dla niej w hospicjum dla dzieci. Wcześniej mówiono o intensywnej rehabilitacji i nagle przeszliśmy do tematu o hospicjum. W międzyczasie mieliśmy trafić do Budzika, ale przez powrót po dwóch dniach na respirator zostaliśmy zdyskwalifikowani. Od wczoraj jesteśmy prywatnie w bydgoskiej Atmie, ale długofalowo portfel może tego nie wytrzymać. Ciagle tez po głowie chodzi mi dr Talar. Choć opinie o nim skrajne. I pytanie, w którym momencie kończy się śpiączka? Córka jest przytomna, wczoraj na cyber oku potwierdziliśmy, ze widzi, słyszy i rozumie ...
Będę wdzięczna za odpowiedzi. Kasia