Obiecałam, że będę pisać, więc piszę. Chciałabym móc powiedzieć, że od czasu kiedy tata trafił do fundacji zrobił duże postępy, no ale niestety... Na początku tak się cieszylismy, że przez pierwsze dni było lepiej, ale mija już ponad 5 tygodni, a nie dość że postępów nie ma, to jeszcze się pogorszyło... Okazalo się, ze nie widzi, przestał reagować i mrugac na polecenie. Do tego dostał padaczki, no wszytko się wali. Nie dość mu się nie polepsza, to jeszcze nie możemy przy nim być, bo dzieli nas 400 kilometrów. Straszny czas, a przecież zawsze może być gorzej...
Wczoraj powiedziano nam, że chyba lepiej będzie jeśli weźmiemy go do domu, nie wiemy co robić.
Jeśli ktoś z Państwa waha się nad poslaniem swojego bliskiego do fundacji, to warto spróbować, może w Waszym przypadku coś pomogą. Ostatnio wybudziły sie kolejne osoby. Składajcie papiery, bo zwolniło się parę miejsc, może akurat się uda. Pozdrawiam Oliwia.