Poważnie zacząłem zwracać uwagę ..... gdy jazda samochodem zaczynała być dla mnie męczącą. Nie chodzi o krótkie odcinki ale takie 700-1200 km na raz. Szyja bolała i aby temu zapobeć, tak odruchowo zacząłem ją masować, kręcić głową, robić przystanki. Pomagało na chwilę.
Później było tylko gorzej: zawroty głowy, czasem takie pół omdlenia, chód pijacki, pisanie z problemem (bazgroły), prawa ręka słabsza, ból w klatce piersiowej, ... niepokój i stres.
Z tymi wyraźnymi objawami męczyłem się co najmniej 7-8 lat. Oczywiście bywały przebłyski dobrego samopoczucia.
W tym wszystkim ciekawe jest to, że u mnie przez 11 lat nikt nie wpadł na pomysł co mi jest. Biegałam od lekarza do lekarza i każdy tylko zapisywał nowe leki, w tym nawet na padaczkę. Intuicja mi podpowiadałam żeby ich nie brać. W końcu sama postawnowiłam prywatnie zrobic rezonans...
Ale do rzeczy - procentowo jak oceniasz poprawę?