Witam. Mam 35 lat. Walczę z
dyskopatią od maja, kiedy to obudziłem się z
bólem pleców.
Po 2 tygodniach rezonans: paracentralna prawostronna ekstruzja c6/c7 wypełniająca niemal całkowicie prawy zachyłek boczny kanału kręgowego z uciskiem na worek oponowy, korzeń c7 oraz na rdzeń szyjny po stronie prawej. Poziom wyżej pośrodkowa, szerokopodstawna protruzja krążka międzykręgowego C5/C6 z redukcją przedrdzeniowej rezerwy płynowej do 1 mm i łagodnym pośrednim modelowaniem przedniej powierzchni rdzenia szyjnego.
Ból karku, barku, całej ręki, szczypie piecze, drętwieje. Udało mi się umówić na 2 konsultacje neurochirurgiczne tego samego dnia we Wrocławiu, dwóch lekarzy operuje w dwóch różnych wrocławskich szpitalach - diagnoza: operacja. Implant ruchomy na poziomie c6/c7. "Miał pan szczescie że poszło w bok", mówią. Czy coś mi grozi? "nie, ale żeby nie mieć stłuczki samochodowej".
Rehabilitacja? "Jak pan da rade wytrzymac? ale nie da pan.."
Udaje się na rehabilitacje, manipulacja powięzi metodą stecco.. "niepotrzebnie się naświetlałeś z tym rezonansem, zrobimy punkty spustowe przejdzie, jaka operacja,
przepuklina nie daje objawów bólowych tylko powięź". 3 zabiegi, 0 poprawy.
Masa tabletek przeciwból i przeciwzapalnych. Nie mogę siedzieć ani chodzić, tylko leżę. Jazda autem jako pasażer to dramat. Nie śpię w nocy.
Trzecia konsultacja, polecany neurochirurg, znany w świecie z osiągnięć, "przerwać rehabilitacje, położyć się i czekać, jak pan kichnie to może sparaliżować. Impant nieruchomy, na tym poziomie nie ma znaczenia". Operacja na cito. Dzwonią po 2 tygodniach, odwołuję, czuję się troche lepiej.
Kolejny fizjo: "paraliż jak kichniesz? raczej niemożliwe, dysk już "wypadł" i się zaklinował". Pinoterapia, akupunktura, masaż tkanek dookoła. jakaś poprawa jest
Inny fizjo w znanym centrum rehab we Wrocławiu -, naświetlanie, pola magnetyczne, prądy tens, ćwiczenia izometryczne - "damy rade, przejdzie".
Czerwiec, czwarta kons. neurochirurgiczna, neuroch. z Warszawy: "dać sobie 6 tygodni, jak nie będzie poprawy to rozważyć operacje, takie są standardy międzynarodowe, implant ruchomy. Paraliż? nie powinno się nic stać, może ktoś tak mówi bo neurochirurg jest w sumie od operowania"
Dla pewności robię 5tą, polecany neuroch spod Łodzi, "Paraliż? to straszenie pacjenta operacją, równie dobrze posadźmy wszystkich w fotelach i siedźmy. Dać sobie czas, wyciąg szyjny, bardzo duża szansa że ustąpi"
Szczęśliwy zapominam o operacji, rehabilituje się, pomaga, ręka już nie boli, zdrętwiałe palce odpuściły, chociaż ciągle siedzi coś w okolicach karku, głownie leżę. Przesypiam w końcu noce, fizjo robi mi bańkę chińską: "od jutra będziesz spał" - spełniło się
Sierpień - jest znacznie lepiej, robie rezonasn kontrolny, opis kopiuj wklej.
Jadę na trakcję szyjną, ktoś polecił. Metoda cox i pierce. Po 3 dniach trochę jakby lepiej, ale zaraz, czy mi przeszedł właśnie prąd po nodze? nieee, wydaje mi się. Kolejne dni, coś chyba z nogami nie tak, jakby zmęczone, czasem coś jakby lekko zdrętwieje na sekundę.
Lecę na sor, sprawdzić. Nikt Pana nie obejrzy, bo koronawirus, ale iść na oddział zapytać. Idę, widze doktora który mnie straszył paraliżem. "Słuchać się następnym razem, wszystko można uratować". Umówić się na konsultację. Dzwonią tydzień po konsultacji z oddziału
"Czy mogę przełożyć?", "kolejnej szansy nie będzie". Odwołuję.. nic już chyba nie czuję z nogami.
Konsultacja online ponownie do doktora z wawy: "pomimo jakiejś poprawy, ma pan naprawdę konkretną chorobę, polecam operację. Nie ma tam przestrzeni dla dysku, nie ma co żyć z tykającą bombą"
Robię oczy, wcześniej mówił inaczej, dzwonię do tego spod Łodzi co dawał największe szanse: "przykro mi, ale wydaje mi się ze jesli przez 3 miesiące nie przeszło na tyle że może pan normalnie funkcjonowac to prawdopobieństwo że przejdzie całkiem jest male, operacja. Aczkolwiek są badania że pacjent który się zoperuje a ten który się nie zoperuje, po 3 latach (!) wyjdzie na 0, będzie tak samo. Pana decyzja. Implant ruchomy, stabilizacje ktoś panu proponowal? zbrodnia na ludzkości"
Wrzesień, nie biorę już tabletek, ale te nogi.. robię kontrolny rezonans, jadę do opola do neuroch:
"co pan tak ucieka przed ta operacją, jakby to byla moja szyja to był się zoperował. Niech Pan gdzieś głową przywali to oczami tylko będzie pan ruszał". Operacja za tydzień, uwaga, ambulatoryjnie, za kase. Ale jak to? ten sam dzień przyjazd ten sam wyjazd. Kołnierz? po co kołnierz. Dysk nieruchomy, ruchomy na tym poziomie nie ma sensu. Dzwonią, odwołuję, zbyt duże ryzyko mówię że nie dam rady, to nei wyrwanie zęba. W szpitalu termin 2022.
Dziś funkcjonuję bez tabletek, chociaż trochę uwiera, wiem że wpadłem w spiralę konsultacji, ale jak to jest, że jedni neurochirurdzy straszą paraliżem, a drudzy mówią że to straszenie pacjenta. Jak to jest, że wszyscy fizjoterapeuci u których byłem i z którymi rozmawiałem, może za wyjątkiem jednego który nie był przekonany, mówili że ostatnie co od nich usłysze to żebym się zoperował. Z kolei wszyscy neurochirurdzy operacja, w tym trzech dosyć pilnie.
Obecnie szukam dla siebie doktora który jednak mnie zoperuje, chyba za dużo się nasłuchałem. Objawy mocno odpuściły, ale kosztem uszkodzenia nerwu promieniowego przy tricepsie, najpewniej od ucisku, który po operacji ma się odbudować. Co na to fizjo? odnowi się bez operacji..
sory za historię życia