Może najpierw wyjaśnie jak to u mnie wygląda, bo mam wrażenie, że tak wparowałam bez przedstawienia mojego kręgoslupa . Mój problemowy dysk jest na poziomie c6/c7 i jest wylany na oba boki, z naciskiem na nerwy polewej stronie i możliwością nacisku na rdzeń. Trochę mi trudno to fachowo napisać, bo jeszcze jestem świeżynka w temacie a w szystko jest po szwedzku Nie mam objawów ucisku na rdzeń, więc ta częśc chyba nie jest w takim najgorszym stanie. Mam za to ogromne problemy z powodu usicku na lewy nerw, drętwienie lewej ręki, potworne skurcze mięśni i ból, który nie raz doprowadza mnie do płaczu, wycia i szału.
Jeżeli chodzi o leki, to przyjmuję jedynie na rozluźnienie mięśni (czynny składnik klorzoxazon(, z tego co znalazłam, nie ma on odpowiednika na polskim rynku. Jest bardzo fajny, nie mam żadnych skutków ubocznych. Oprócz tego używam przeciwzapalnie lek z naproxenem, jego przeciwbólowe działanie jest mi nieznane gdyż praktycznie żaden lek przeciwbólowy jaki probowałam nie działa, więc odstawiłam wszystkie już po 2 tyg. Próbowałam paracetamol, paracetamol z kodeiną, ibuprofen, ketonal i tramadol. PO tramadolu mało nie odpłynelam na tamten świat, więc trzymam się od świństwa z daleka. W ciągu dnia dostaję szału i bardzo dużo się ruszam ale jakoś tam daję radę, w nocy śpię z aparatem TENS, który mi tam podobno oszukuje ból ale to tak średnio działa. Wystarcza na tyle, by zasnąć raz na pare godzin. Często ja budzę się z bólu w nocy to biorę ciepłą kąpiel, pomaga na chwilkę chociaż. Aż boję się ile za wodę zapłacę. Problem ze spaniem wynika również z tego, że jest tylko jedna jedyna pozycja w której mogę leżeć , w której zastygam. Gdy się budzę z bólu czuję też dyskomfort leżąc ciągle na tych samych częsciach ciała a tu ani sie przewrócić ani co...Śpię na poduszce i materacu ortopedycznym, na normalnym w tej chwili nie jestem w stanie.
Co do ćwiczeń to robię rozciągające i takie tam na ruszanie tych partii mięśni. Jak się rozglądam po necie to zgaduję, że można je zakwalifikować do izometrycznych. Generalnie zastanawia mnie jak piszecie, że odpoczywacie, oszczędzacie się, mi tutaj wszyscy mówią, że mam się ruszać, dużo ruszać, unikać tylko wibracji i przeciążęń ale mam absolutnie nie leżeć i mało siedzieć. To akurat trudne nie jest, bo nie jestem w stanie dłużej usiedzieć a leżenie to tortura.
Oprócz tego chodze na terapię manualną, trakcje mi pan robi, trochę rozmasuje mięśnie, postrzela pęcherzki w kregoslupie (to są te manipulacje ) ale w innych częsciach kręgosłupa. Tam gdzie mam ten felerny dysk podobno nie powinno się ruszać. Nawet to lubię, myślę, że nie ma się czego bać niestety z tego będę musiała wkrótce zrezygnować, bo kosztuje to kupę kasy
Jeśli chodzi o ssący po nocach żołądek to zaczynam podejrzewać, że „pomaga” mi w tym mój aparacik TENS, było nie było wysyła impulsy elektryczne i może pobudza żoładek do pracy, no i pewnie to, że nie śpię za długo, więc nie zdąży pzrysnąć razem ze mną. Spóbuję z wodą gazowaną, bo jak coś zjem to trzeba kiełki umyć a im więcej rzeczy do zrobienia tym bardziej jestem rozbudzona i tym trudniej znowu zasnać.
Zaczęłam więc trochę na własną ręke ćwiczenia McKenziego, i pomaga przynajmniej na tyle, że ból wędruje w stronę kręgosłupa, tak jak niby powinno być. Od przyszłego tyg. Zacznę już normalnie ćwiczyć z fizykoterapeutką.
Ach jeszcze sobie o operacjach przypomniałam, zasięgnęłam języka u mojego chiropraktyka (chyba tak się on zwie) w sprawie operacji i z tego co mi powiedział wynika, że operacje z implantem usztywniającym kręgosłum praktycznie się nie zdarzają, teraz operacje tutaj polegają na małym nacięciu, wejściu z kamerka i usunięciem tylko tej częsci dysku, która uciska. Pacjent jest wypisywany tego samego lub nastepnego dnia do domku i praktycznie po 2 tyg jest juz mniej lub bardzij sprawny. Trochę mnie to zastanwaia, po tym co tutaj czytam ale poczekam na wizytę u ortopedy i go podpytam. Póki co staram sie nie panikować, może nie będzie tak źle. Powiem szczerze, że uspokaja mnie ton rozmowy tutaj na forum i chyba dzięki temu trochę wyluzowałam
Uch, rozpisałam się okropnie ale właśnie mnie olśniło, że chyba mi bylo to potrzebne, bo przy okazji zebrałam troche myśli., więc wybaczcie kilometrowy post.
I zawzdroszczę tak pozytywnie Piotrowi sanatorium :) też się kiedyś wybiorę.