Dziś przypadkiem trafiłam na to forum... i czytając Wasze wypowiedzi, pomyślałam...nie jestem sama. Czasem to wystarczy, by choć przez chwilę nie czuć się tak samotnym, będąc opiekunem chorej osoby. Opiekuję się mamą z
demencją, która jest po udarze, mini-udarach, innych problemach starczych i nie tylko, a do tego straciła wzrok, na skutek przepisanych leków. Musiałam zrezygnować z pracy, gdy mama oślepła, gdyż wymagała całodobowej opieki. Czy było/jest łatwo ? Zrezygnować praktycznie z własnego życia ? Dla mamy ktoś powie... ale moja mama nie była ciepłą, kochaną osobą...Dzieciństwo i dom rodzinny to smutny okres w moim życiu. Skąd taki heroizm ? Czasem sama się zastanawiam.
Nie zdołam wszystkiego przelać, co leży mi na sercu...za dużo tego.
Pamiętam, jak dostałam telefon, że mama miała
udar. Sparaliżowało jej buzie i nie była w stanie mówić. Pomimo tego, przez kilka miesięcy jakoś się trzymała. A potem trach.... zmiana o 180 stopni. Przestała wychodzić z domu, gotować, nie chciała rozmawiać przez telefon. Jeszcze bardziej się zaniedbała...Zrobiła się bardzo agresywna. Zawsze była uparta i nie pozwalała sobie pomóc. Na opiekunke się nie zgodziła. Nigdy nie chciała obcych w domu. Ja za granicą, ciężko było ... Niestety jej stan był na tyle poważny, że na siłę zabrałam ją do szpitala. Wciąż pamiętam jak sanitariusze czekali, a ona nie chciała jechać. Oni ponaglali, że są inni, którzy czekają, a ja płakałam, bo wiedziałam, że jak ją zostawie to umrze. Nie obyło się bez szarpaniny i wołania pomocy . Potem wstyd w szpitalu i komentarze, że mama w takim stanie, zaniedbana, a dzieci za granicą. Jakby to miało jakieś znaczenie, czy Twój rodzic pozwoli sobie pomóc.Przykro mi było... całe życie odkąd pamiętam zajmowałam się domem i pomagałam rodzicom. Wyjechałam, ale nie uciekłam. Jeździłam kilka razy w roku, by "ogarnąć sprawy". Spałam u koleżanki, bo w domu nie było miejsca ani warunków dla mnie. A mimo to pomagałam... mamie i bratu, a wcześniej i tacie. Nikt po mnie nie wyjeżdżał, mama nie gotowała mi obiadów, nie wspierała mnie. Nie umiem więc sobie wytłumaczyć, że dziś mama jest chora, bo nigdy nie było łatwo. A jednak się staram...czasem muszę bardzo się starać, a czasem nie wychodzi, zabraknie cierpliwości, odezwą się nieprzespane noce i żale z przeszłości.
Rok temu ... to był horror. Kilkumiesięczny pobyt w szpitalach, zero pozytywnych efektów. Decyzja, zabieram mamę do domu, a raczej to co z niej zostało. Złośliwa, agresywna, wychudzona, bijąca i nie pozwalająca na nic kobieta.Pojawiły się odleżyny, bo w szpitalach nikt nie troszczył się, by mama chodziła.
Do tego w tym samym domu brat, bez pracy, środków do życia, ciężki przypadek...Wytrzymałam tylko kilka miesięcy. Mama znalazła się w domu opieki.
Zabrałam mamę z tego domu opieki, gdy dostałam anonimowe smsy, o tym co tam się wyprawia, gdy nikt obcy nie widzi. Mama znowu chodziła, jej stan się poprawił, więc przyjechała do mnie...
Nic nie było jednak tak jak myślałam. W nocy przychodziła, zapalała światło i mówiła, że jest głodna. Jadła łapczywie jakby bała się, że jej zabiore. Nie było wspólnych zakupów, spacerów...Ktoregoś razu zgubiłam ją...posadziłam ją na pufie w sklepie, bo nogi ją bolały. Straciłam ją z oczu na chwilę, i już jej nie było. Panika, bo przecież ona w obcym kraju, bez języka, bez telefonu, bo i tak nie umiała się posługiwać. Dostrzegłam ją jak oddalała sie chodnikiem...wyszła, bo myślała, że ją zostawiłam i kierowała się w stronę samochodu. Nie wiem jak przeszła prze ulicę, że samochód jej nie potrącił...
Pampersy jakoś ogarnięte, pozwala i sama się dopomina czasami. Mycie, a już mycie głowy to przeprawa, gdzie duża dawka mojej cierpliwości jest wymagana. Najgorsze jest spanie i utrata wzroku....Śpi w nocy jeden miesiąc, a potem się przestawia...od pełni do pełni księżyca. Staram się dostosować do jej rytmu, ale nie daje rady...nie potrafię przemawiać do niej łagodnie , o 5-tej nad ranem, gdy mam za sobą kilka nieprzespanych nocy. Ona potem śpi w dzień, ale ja mam obowiązki. I to ciągłe, ciągłe wołanie mojego imienia... Wiem, że woła mnie, bo się boi, gdyż nie widzi. A ja boję się, że nie dam rady....że pewnego dnia już nie znajdę siły, by wstać.