Jak byłam w zeszłym roku na zabiegu na odcinek lędzwiowy, leżała ze mną taka p. Marysia, miała 74 lata. Miała już takie ogromne zmiany w kręgosłupie, że mogła przejść najwyżej kilka metrów po domu i to z chodzikiem. Jej lekarz rodzinny wmawiał jej przez lata, że nic się nie da zrobić i trzeba z tym żyć. Mówił jej że jeśli podda się operacji skończy na wózku inwalidzkim. Syn mieszkający w Angli zawiózł ja do mojego doktorka. Natychmiast decyzja o operacji, bardzo się bała, dużo z nią rozmawiałam przed zabiegiem, ja miałam zabieg po niej. Wiecie co, ta kobitka po zabiegu płakała ze szczęścia przez dwa dni, znów normalnie zaczęła chodzić. A tak wyzywała tego swojego doktora, że aż ubaw był na całym oddziele. Nie mogła na sali usiedzieć tylko kursowała po korytarzu, oczywiscie samodzielnie. Tak to bywa z konowałami