Viola, dziękuję:)
Do naszego wątku mam stosunek sentymentalny:) Wiele znajomości również osobistych i trwających do tej pory miało tu swój początek. A jak mogłam się przydać to też cieszy:) Pozwolę sobie na przykładzie swoim i osób z podobnym stażem- kilkanaście lat, z którymi nadal utrzymuję kontakt, ustosunkować się do obaw- co po operacji.
Swoją historię przedstawiłam, nie szczędząc realnej oceny tego jak zachowywałam się po pierwszej operacji. Delikatnie mówiąc-brak rozwagi, żeby nie powiedzieć głupota. Po drugiej operacji wystarczającym hamulcem było nienajlepsze samopoczucie ale i głos rozsądku po tym co przeszłam. Poprawa samopoczucia i czas stopniowo wyciszał obawy. Wsłuchiwałam się w organizm i to było wskazówką co wolno a czego nie wolno. Wróciłam do pracy, która wiązała się z dużą dynamiką i obciążeniem fizycznym. Wróciłam też w zasadzie do normalnego życia w aktywności, prowadzeniu domu. Minęło już kilkanaście lat i nadal koryguję to co robię zależnie od samopoczucia ale bez jakiejś nadmiernej troski, kontrolowania każdej czynności. Ot po prostu-boli, to trzeba odpocząć, zmienić pozycję, łyknąć NLPZ. Nie służy mi nadmierne dźwiganie, nieprawidłowa pozycja podczas leżenia, dłuższe siedzenie z pochyloną głową. W takich sytuacjach pojawia się nadmierne napięcie mięśni co powoduje ból, a w nocy niekiedy ręka drętwieje- mija natychmiast po zmianie pozycji. Co jakiś czas samopoczucie ze strony szyi jest na tyle niepokojące, że robię kontrolne MRI, które choć pozostawia wiele do życzenia, nie jest wskazaniem do operacji. Nie wiem z czym wiązać takie pogorszenie. Nie widzę związku z większym obciążeniem. Ale jak spojrzę na swoje szyjne samopoczucie na przestrzeni minionych od operacji lat, to mogę śmiało powiedzieć, że szyja nie sprawia mi większych kłopotów w przeciwieństwie do innych stawów. Podobnie rzecz się ma u osób, z którymi utrzymuję kontakt.
Radziłabym większą rozwagę osobom, które mają uogólnione problemy ze stawami, tendencję do zmian zwyrodnieniowych. W takich stanach więzadła mogą być bardziej wiotkie, nie trzymać stawów w prawidłowej pozycji. Kręgosłup to też stawy.
Teraz kilka słów do Zosi. "Ale potem niewyobrażalne jest dla mnie tak żyć to nie, tamtego nie wolno. Pracę też mam fizyczną i nie wyobrażam sobie zmiany."
Nie sięgaj wyobraźnią tak daleko. Proponuje, żebyś na tę chwilę skoncentrowała się na operacji i wczesnym okresie pooperacyjnym. Wprowadzasz się w niepotrzebny niepokój. Najbardziej utytułowane nazwisko lekarza, nie jest w stanie przewidzieć jak dany organizm będzie się "prowadził" po operacji. To określenie normalne życie z powodzeniem może mieć odniesienie do życia bez bólu, ze względnymi, zdroworozsądkowymi ograniczeniami. I w tym zakresie utytułowany doktor ma rację.
Podsumowując.
Inaczej rokuje jednopoziomowa operacji z przyczyn urazowych a inaczej wielopoziomowa z przyczyn zwyrodnieniowych. Aktywność zawodową lub jej ograniczenie może wymusić rodzaj wykonywanej pracy, samopoczucie. Restrykcyjne ograniczenia są konieczne w okresie pooperacyjnym, nawet jeżeli lekarz mówi, że po miesiącu zapominamy o operacji. Znam takie sytuacje i znam powikłania z tego wynikające a w lżejszych przypadkach znaczne pogorszenie samopoczucia z powodu przeciążenia.
Przed operacją i okresem rekonwalescencji niczemu dobremu nie służy buntowanie się przed nieznaną przyszłością. Życie pisze nieprzewidywalne scenariusze. Przerabiałam, buntowałam się, nie wyobrażałam sobie rezygnacji z pracy, która była moją pasją.
A już zupełnie, niespełna siedem temu, nie starczało mi wyobraźni na to że są to moje ostatnie miesiące pracy przed przejściem na rentę z całkowitą niezdolnością do pracy (nie z powodu szyi) I cóż, życie się toczy dalej, plany dostosowuję do obecnych realiów, czerpię radość z życia takiego jakie jest mi teraz dane.
Na koniec powtórzę swoje hasełko "dajcie czas czasowi" to on przynosi właściwe rozwiązania. Pozdrawiam Z.