Witam gorąco wszystkie forumowiczki oraz wszystkich forumowiczów.
Przeglądam forum od niedawna, zapoznałem się z około 30'toma ostatnimi stronami...aż mi szyja zdrętwiała od czytania (oj taki żarcik na przywitanie :)).
Jak się zapewne domyślacie mam dyskopatię odcinka szyjnego kręgosłupa i jestem przed operacją - tak trafiłem na ten wątek.
Moje problemy są (tak uważam) dużo dużo mniejsze niż większości z Was, no ale może od początku.
Nie miałem żadnego wypadku, żadnych urazów i tym podobnych problemów. Jakieś 2-3 lata temu zaczęły się moje problemy - z bliżej nieokreślonych przyczyn czasami (1-2 razy w miesiącu) po nocy nie mogłem nad ranem się ruszyć w łóżku, ból od czubka głowy do końca palców u nóg, całe ciało sparaliżowane, nawet ruch palcem od ręki mnie wykańczał. Każdy ruch powodował ogromny ból. No ale pojęczałem trochę, wytarłem łzy, zacisnąłem zęby i jakoś wstawałem. Po takim "czymś" około tydzień nie mogłem ruszać głową, chodziłem jak robot (fajnie się cofa autem z taką szyją...).
Większość lekarzy NFZ'owych sądziła, że mnie przewiało (profesjonalny medyczny termin swoją drogą :)) i leczyła mnie kremami. W końcu poszedłem prywatnie i tu zupełnie inne podejście: wywiad,
badanie neurologiczne, rentgen, rezonans, rozmowa z neurologiem i neurochirurgami - po tym była diagnoza. Okazało się, że mam dyskopatię odcinka szyjnego w dwóch miejscach. Jedna większa druga mniejsza.
Neurochirurg zadecydował, że ta większa nadaje się do operacji od razu, z drugą, mniejszą, można jeszcze poczekać, ale lepiej i tak nie będzie ... więc być może warto robić od razu obie. Zapisałem się na listę i czekam, ale nie z założonymi rękami.
Bardzo dużo pracuję przy komputerze (ok. 11-12h na dobę), więc od razu podniosłem laptopy i monitory na wysokość oczu, dostosowałem odpowiednio fotele, nauczyłem się poprawnie siedzieć, poprawnie trzymać głowę i ręce. Do tego robię regularne treningi na basenie (kraul + żaba). W życiu codziennym też się zmieniło: nie dźwigam zbyt ciężkich rzeczy, TV oglądam wyprostowany, fotel w samochodzie ustawiony też jak należy itd. itd. (znajomy fizjoterapeuta mi bardzo pomaga z tymi wszystkimi szczegółami związanymi z radzeniem sobie w tej sytuacji - mam szczęście :))
Od czasu, kiedy się "za siebie wziąłem", prawie zapomniałem o moich problemach, zdarza się, że kark twardnieje albo coś tam pobolewa, ale na tyle słabo że można o tym prawie zapomnieć - bynajmniej w porównaniu z początkowymi objawami.
No i teraz mam niedługo wizytę kontrolną i tak czuję, że za parę miesięcy będzie mój termin na operację...
Nie wiem co robić, czy przesunąć termin czy iść jak najszybciej? Czy będzie zawsze dobrze czy mój obecny stan to tymczasowa sprawa i lada dzień wrócą bóle/drętwienia/paraliże? Jakie są Wasze opinie?
Pozdrawiam!