Jeśli moj mialby się czegokolwiek uczyć to błagam by to byl komputer

Jeśli moj mialby się czegokolwiek uczyć to błagam by to byl komputer
Moj maz też nie chcial polować ale podobno były naciski w wojsku by to zamiłowanie rozwijać. Jemu akurat się spodobało choć on częściej jezdzi by nie strzelać a poobserwować i pobyć samemu.

Ciężko powiedzieć. Za duża rotacja w tym zawodzie. Kto, gdzie, kiedy ..... ? Raczej się osobiście nie znamy. Ja byłem po drugiej stronie mapy Polski. Głęboka wschodnia północ.

Spoko.
Artylerzysta musi mieć ścisły umysł. Zmieni nastawy, wskaże cel .. i ognia. Cel osiągnięty tzn. PC opanowane.

Kawo maz konczyl Toruń, zapomniałam nazwy szkoły (chyba Wyzsza Szkoła Wojsk Rakietowych i Artylerii) bo juz jej nie ma ale chyba jedyna lub jedną z dwóch jakie w ogóle można było skończyć by być w artylerii. Jest też historykiem. Rocznik 5533

A jeśli w temacie myslictwa, to zupełnie to nie moja bajka. Mój mąż też ma pozwolenie na broń z racji straży leśnej i był w kole łowieckim ale widząc tzw. partaczy, wielkich myśliwych w nowych świeżutkich ubraniach... dla swojego zdrowia psychicznego odpuścił. Szczególnie jak w Bieszczady przyjeżdżali tzw. nowobogatcy. Ręce mu opadały. Z racji pracy nie bardzo żyje w zgodzie z kołami łowieckimi, no cóż taki świat. Zresztą woli jak zwierzątka chodzą sobie wolno niż do nich strzelać. Teraz misie się obudziły więc znów ma ciekawie

Na wschodzie raczej nie byl. Tam to dopiero musieliście zima marznąć. Maz odszedł jako plk ale żołnierzem się nie przestaje być. Strasznie twardy facet i diabelnie inteligentny. Aj o moim mężu to mogłabym się rozpływać Ale prawda jest taka ze kiedyś to te kręgosłupy z czego innego robili

Dużo jest partactwa i męczenia. Jeszcze na YouTube wrzucają filmiki. To moj maz aż taki nie jest. On upoluje coś raz na kilka lat bo nie ma czasu jeździć. Ale ostatnio woli obserwować. U nas misiów nie ma, na Pomorzu to tu najwyżej dziki, sarny i jelenie. Miska moj maz by nie zastrzelił bo szkoda. Ale generalnie co to za przyjemność patroszyc zwierzaka, fuuuj

Kawo on może i dawno temu by się nauczyl Ale jak komputery wchodziły to on byl w ministerstwie a tam mial sekretarki które za niego teksty wklepały bo jak zobaczyli jak on wolno pisze to stwierdzili ze będzie najdroższa sekretarka na świecie i żeby może lepiej tego komputera nie dotykał. A teraz ma własną sekretarkę co na pisaniu zjadła...kregoslup. Jak nie przezyje operacji to corka będzie miała 2 tyg na opanowanie Worda i szybkiego pisania bo juz zaległości się nazbierały

A jeśli temacie kręgosłupa szyjnego to mogę się w zasadzie pochwalić.
Wyobraź sobie, że dziś wytargałem z piwnicy opony letnie do wymiany. Całe 4 sztuki, sam, po chyba 10 schodach. Dla bezpieczeństwa założyłem pas ściskający na lędźwie aby tam mi coś nie chrupło. Szyjny nie był zbytnio obciążony, może trochę przy napinaniu się podczas podnoszenia.
Firanek nie zakładam ( domena małżonki), zmywać gary lubię, odkurzać też.
Jutro rozpoczynam sezon "letni". Jadę na wieś ściągnąć zabezpieczenia zimowe z domu i gospodarskim okiem popatrzeć na posiadłość. Znając życie - może mnie "postrzelić" - czyli popularne "korzonki". Oby nie.