Słuszne piszesz, Kazulu
w bardzo dlugich perypetiach ze slużbą zdrowia nauczyłam sie po trosze byc lekarzem dla siebie i swoich bliskich. Teraz wiem, czym się objawiają różne choroby. Nie wiedziałam wtedy, gdy kolejni lekarze wysyłali mnie i córke na wczasy, żebysmy odpoczęły, aż dziewczyna dostała przelomu tarczycowego. Tym sposobem zdobyłam kawalek specjalizacji z endokrynologii, co mi sie przydało bo sama potem zaliczyłam Hashimoto.
Teraz juz wiem, że ból promieniujący do kolana i pachwiny niekoniecznie jest kamicą nerkową, tylko ostrą
dyskopatią. Kawałek ortopedii też zaliczony. Przykłady można mnozyc..
W każdym zawodzie są niedouczeni ignoranci, są nauczyciele, lekarze, inzynierowie i dopóki nie robią innym krzywdy, mozna to jakoś przełknąć.
Problem polega na spychologii niektórych specjalistów.
Na tych, co mówią, że leczenie zakończone i wysyłają *** pacjenta w otchłań swojego niebytu i samospokoju.
Nie wiem, jak może lekarz mowic, że niepotrzebna
rehabilitacja /halatoja wie, o czym mówię - jesli chcesz, mogę Ci doradzić jak się jednak na nią dostać, bo lekarz bzdury opowiada/, że leczenie zakończone.
Moi obecni lekarze twierdzą wprost coś przeciwnego - że leczenie trwa, póki jest pacjent.
Może ja trafiam ostatnio na takich dobrych ludzi. Mój nowy ortopeda SAM mi kazał przychodzic co 3 miesiące po sklierowanie na TK /przez półtora roku/, żeby to badanie pokazywać neurochirurgowi, bo neurochirurg pracuje tylko na oddziale i nie bardzo może mi dac takie skierowanie.
No, ale ja ogólnie szczęściara jestem w ostatecznym rozrachunku.
Mam cudownego lekarza rodzinnego i to dzięki niemu nie podzieliłam losu Halinki. Kiedy się poskarzyłam, że mam
mroczki przed oczami i
zawroty głowy, zaraz mnie skierował na MRI szyi /wtedy takie skierowania mogli dać rodzinni - i komu to przeszkadzalo
/ i okazalo sie, ze to
mielopatia.
Kazulu, cieśn ma to do siebie, że potrafi się odnawiać. Mój mąż tak miał i musiał byc operowany kilka razy. Ale Łomatko, czym się tak zasłuzyłas, że masz taką biedną łapkę?