Witam cieplutko
Za kolejne życzenia dziękuję
Halinko, siły i woli bycia silną
Bogna, byłam u fryzjera. Założyłam kołnierz, którego używałam przed operecją, myjka została mocno opuszczona, tak że uszami opieralam się o brzeg, na szczęście mam duże uszy. Było bezpiecznie i całkowicie bezboleśnie, bluzka nie zmoczyła sie ani trochę. Nieprzyjemne było wycieranie - wytrzęsła mnie fryzjerka jak pralka pranie podczas wirowania, brrr. Nie pozwoliłam tylko na modelowanie, by czasem pani nie pociągnęła mnie zbyt mocno za włosy, a przy tym za głowę. U dentysty było gorzej, skręty tułowia do spluwaczki były bolesne. Aczkolwiek i tu można sobie poradzić, można poprosić o ruchomą spluwaczkę.
Aniu, wycisz się przed zabiegiem, może na spacer się wybierz... Tak piękna zieleń wokół, ona pozytywnie nastraja
Przytoczę Ci jeszcze kilka wspomnień z pamiętnika szpitalnego. (Na razie mam go w głowie).
Na oddział przyjęta zostałam w południe, po podpisaniu odpowiednich papierów, w których wyraziłam zgodę na leczenie i zdecydowałam kogo powiadomić w przypadku, gdybym zakończyła swe życie tu, w szpitalu. Pierwsza trudna decyzja, na szczęście jedyna.
Po badaniu krwi i EKG dostałam miejsce w apartamencie jednołóżkowym z czyściutką łazienką. Niebawem przyszedł przywitać się lekarz prowadzący, wypytał o objawy i historię choroby, zapowiedział, iż następnego dnia wraz z ordynatorem będzie mnie operować. Nieco później przyszła pani anestezjolog, przeprowadziła wywiad i podała do podpisania papier, w którym oświadczałam, że to co ona napisała jest prawdą.
Po obiedzie okazało się, że apartament, w którym przydzielono mi miejsce, na szczęście, jest dwuosobowy. Z bloku operacyjnego przywieziono współlokatorkę po operacji kręgosłupa lędźwiowego. Była przytomna i rześka, i wyglądała "całkiem normalnie", a nie jak PO OPERACJI! Pogawędziłyśmy i to całkiem sporo, po czym sąsiadka zaczęła pochrapywać.
Wieczorem przyszła do bardzo miła pani w bieli, by założyć wenflon,
- na lewej ręce ma pani lepsze żyły, ale ta ręka będzie jutro od strony neurochirurga, a prawa od strony anestezjologa i dlatego muszę znaleźć tu dobrą żyłkę. Oj, gdzie ona się schowała?
Długo szukała nakłuwając kolejne miejsca, ale pewnie znalazła, bo zabolało bardziej, a na przedramieniu pozostał plastikowo-metalowy owoc poszukiwań ukryty pod plastrem, ałć! W tym momencie zapewne obie byłyśmy białe, ale pani z bielą w ubraniu była nieco bardziej przytomna, bo zaczęła mnie mocno oburącz podtrzymywać. Po chwili opowiedziała jak będzie wyglądać mój jutrzejszy dzień, podała tabletkę na sen i zaleciła obowiązkową kąpiel w płynie antybakteryjnym, który jest w łazience. Mycie całego ciała, w tym twarzy i włosów.
- Przecież ja się nie będę smarować wysuszającym żelem! - Pozytywna myśl przeszła mi przez głowę.
Posłusznie weszłam pod natrysk, płyn był delikatny i ślicznie pachniał. Ale ząbki umyłam swoją pastą Rano ten sam rytuał. I znowu nie umyłam ząbków żelem. Przed szóstą przez plastikowo- metalowy otwór zostałam połączona z dwiema butlami płynów.
O 7.15 dwie silne, zdrowe kobiety w bieli porwały mnie wraz z łóżkiem, tak szybko, iż nie zdążyłam napisać pożegnalnego listu do rodziny ani pójść do toalety. Z tego pośpiechu nie zdążyłam też zacząć się bać! Pewnie coś straciłam przez to, ale nie było czasu na mocno spowolnione już myślenie. Na bloku operacyjnym zostałam przeniesiona na łóżko - bez mojej poduszeczki, dostałam do ubrania fartuszek, znacznie krótszy niż ten, którego używałam w domu podczas pichcenia. Po usilnych prośbach podano mi nocnik Dostałam też prześcieradło do przykrycia i chwilę świętego spokoju. Nie trwała ona jednak długo. Na sali operacyjnej było bardzo zimno, trzęsłam się jak galareta i któraś z pań w zieleni opatuliła mnie dwoma dodatkowymi prześcieradłami. Dojrzałam inne łóżka, a na nich przykrytych pojedynczymi płachtami nieszczęśników.
- Mój Boże, przecież oni zamarzną tu na śmierć - pomyślałam.
W tym czasie moje łóżko ustawione zostało w zacisznym, nieoświetlonym kąciku. Pani całkiem zielona z wyglądu, chyba anestezjolog, zajęła się moją ręką z wenflonem, regulowała strumień przepływu płynów przez plastikowo-metalowe wejście do mojego ciała i łagodnym głosem opowiadała, jak to dziś rano dojechała do pracy.
Zamknęłam oczy. Leżę wyciszona, nareszcie jest mi ciepło. Tę błogość przerywa spokojny głos w oddali:
- Dzień dobry, proszę otworzyć oczy.
W odpowiedzi cisza. Phi, nikt nie zareagował. Powtórnie słyszę ten sam głos:
- Proszę otworzyć oczy, jest pani po operacji.
Myślę sobie, a to szczęściara na łóżku obok, JEST JUŻ PO!! A ja od roku- ciągle przed! Ciekawe czy ją mocno boli? Bo mnie już zaczyna drapać w gardle od tego zimna przed chwilą!
- Pani Joasiu, jest już pani po operacji.
W dodatku moja imienniczka!
Nie otwieram oczu, bo się skupiam na pozytywnym myśleniu przed swoim zabiegiem, a ta Joanna na łóżku obok na pewno przerażająco wygląda z takim świeżo pocerowanym ciałem, oszczędzę sobie takich widoków. W tym momencie ciepłe dłonie ujmują moją twarz, nie wytrzymuję, otwieram ciekawskie oczy. Nade mną uśmiechnięta buzia pani w zieleni. Pani głaszcze mnie delikatnie i patrząc prosto w oczy mówi:
- pani Joasiu, świat jest taki piękny, proszę popatrzeć.
- A która jest godzina?
Była 10.54, nic mnie nie bolało, mogłam poruszać rękami, miałam sprawne nogi, tylko przełykanie jakieś takie utrudnione
Przebrano mnie i przeniesiono na łóżko z ulubioną podusią, wróciłam do mojej ślicznej sali nr 8. A tu niespodzianka, na łóżku obok czekała nowa współlokatorka...
Pozdrawiam
Joa
Joa