Mieszkam w Rybniku i dziś w naszej regionalnej telewizji (katowickiej) był program o takim właśnie śpiochu jak nasi.
Był górnikiem, ma żonęk(wspaniałą) i dwoje dzieci. Leży w jakimś hospicjum już 3 lata.
Chodzi mi o to, że jego koledzy z pracy nie zapomnięli o nim. Oddają mu swoje kartki na żywność. Ona zasuwa na nocki do roboty,dzieci same w domu, ale jakoś daje rade, jeżdzi do niego 50km, ale walczy dalej.
I jak tak na to patrzyłam to łzy same leciały, poprostu wiem, jak ona cierpi, choć mój przypadek jest inny, bo ja mam brata w śpiączce, jest ode mnie b. daleko i dlatego jest mi tak ciężko, bardzo ciężko.
Byłam z nim bardzo związana, a teraz mogę się tylko modlić i podtrzymywać moich najbliższych na duchu. Tyle tylko, powiecie to też jest pomoc. A ja się czuję taka bezsilna i tyle. Ala