ja to nazywam syndrom "niedzielnych obiadków". Wszyscy uśmiechnięci, chwalą efekty...
i tylko że te efekty same się NIE robią. Bywał czas że wstawałam 5:30 by się wyszykować, i przed wyjściem do pracy ćwiczyłam z K. mózg, bo wtedy najlepiej szedł trening pamięci.
aneta19730 2014-06-26 09:24:25
Aniu, jeśli chodzi o zamkniętą grupę jestem za, ale nie wiem jak to się robi. Żeby siebie i otoczenie ratować idę dziś po jakieś środki uspakajające, bo złość, flustracja i agresja we mnie aż buzują. Muszę sobie z tym jakoś poradzić, bo albo sobie coś zrobię albo zacznę bić męża. Powtarzanie sobie, że to nie jego wina pomaga na chwilę. Do tego mojemu miśkowi wracają emocje, ale nie tylko dobre. Zaczyna być złośliwy, uparty, nic do niego nie dociera. A moja psyche podobnie jak i wasza jest w katastrofalnym stanie, to mi wystarczy tylko iskra. Aniu masz rację z tym zakładem, ale ja wiem, że będzie odwiedzany sporadycznie przez rodzinę, a ja już chyba wolę codziennie jeździć do domu do niego niż do ośrodka i nocką do domu. Wiem też, że gdybym go zostawiła samemu sobie to on się załamie psychicznie i posypie się wszystko co do tej pory wywalczyłam. Jak wspomniałam teściom, żeby wzięli miśka na dwa tygodnie to ja sobie odpocznę to byli szczerze przerażeni, a jednocześnie w ogóle nie szanują ani mnie ani tego co robię. Każdemu wygodnie z daleka patrzeć jak się miotamy i jeszcze robić uwagi... Ale widzicie jak ja się sama nakręcam...
Lusiu, ja mam czasami też mam wrażenie że mój Tadzio to jedynie powłoka cielesna z poprzedniego życia, a ja się tam dobijam do środka bez celu. Ale co zrobić? Czuję się jak w matni, bez drogi ucieczki.
Całuję Was ciepło.