Pierwszy napad miałam w wieku 14 lat, kiedy musiałam praktycznie decydować o swojej przyszłości. Miałam swoje marzenia i wizję tego, co chcę robić - chciałam być pedagogiem, uczyć języka polskiego lub psychologiem, poszłam do liceum, a potem chciałam studiować. W średniej szkole wszystko zaczęło się sypać, bo miałam wtedy duże napady i było ich dużo - nie zrobiłam studiów, marzenia skończyły się na tym, że duzo później sytuacja na tyle się unormowała, że mogłam pomagać innym w nauce, dawać korepetycje. Wiem, jak to jest, kiedy musisz rezygnować z przyjemności, a widzisz kolegów, którzy to robią. Nie mogłam wychodzić na żadne "imprezy", tańce, szkodzi ostre światło (takie, jak na dyskotekach), więc nawet na niektóre spektakle baletowe do teatru nie mogłam chodzić (dzisiaj sama wychodzę z teatru, jak coś takiego jest), musiałam być o 21:00 w domu, bo już był raban - "coś się musiało stać"! Myślę, że u Ciebie nie jest aż tak bardzo rygorystycznie. Próbowałam alkohol, bo przecież byłam "normalnie młoda, jak inni", więc dlaczego nie - skończyło sie to ciężkimi napadami, pobytami w szpitalach, klinikach specjalistycznych, więc po 2-3 razach dałam spokój. Można bez tego żyć i być szczęśliwym, długo paliłam papierosy ale z tego też zrezygnowałam, chociaż nie z powodu mojej choroby - widziałam, co się działo z moim mężem, kiedy miał dwa raki, a do ostatniego dnia palił. Będąc w klinice widziałam kilka razy młodego człowieka (22 lata), który
padaczkę alkoholową, przywozili go prawie regularnie, co 2 tyg, potłuczonego, "zahaftowanego" - obłęd!Nie potrafił zrezygnować z alkoholu.
Możesz mi wierzyć, żnam uczucie rezygnacji z wielu rzeczy, kiedy jest się młodym człowiekiem i kiedy właśnie wtedy - z racji wieku, chęci imponowania innym, czy właśnie z jakiegoś strachu/oporu, by nie być wykluczonym, nazwaniem frajerem, czy gorzej, człowiek musi wybierać. Na każdym leku przeciwpadaczkowym pisze o tym, by nie pić podczas zażywania alkoholu. To, o czym napisałam nie wynika z chęci straszenia Cię czymkolwiek, mam też epi i przechodziłam podobne niepewności i rozterki, jak Ty - pomimo wielu wyrzeczeń (zresztą są do dzisiaj) przeszłam przez to, miałam kochanego męża (zmarł), mam kochające mnie dziecko i pomimo choroby, stanów załamań, mogę powiedzieć, że wiele rzeczy wyszło mi bardzo dobrze. Z biegiem czasu, kiedy leki zaczęły być coraz bardziej nowoczesne liczba dużych napadów się zmniejszyła, a teraz praktycznie sa tylko Absence, czasem na krótko upadnę ale zaraz sama się podnoszę (jestem tylko potłuczona).
Mogę Ci poradzić, że jeżeli nie masz z kim pogadać, to może poszukaj w Twoim mieście jakiejś grupy wsparcia, ludzi, którzy mają padaczkę, a jak z dziewczyną - jak masz, to też porozmawiaj. Poza tym zawsze możesz pisać tutaj, może poznasz bliżej kogoś, potem np. na priv. Próbuj, powodzenia, życzę wszystkiego dobrego