Widzę, że wątek dawno nie był odświeżany, ale dopiszę komentarz dla osób, które właśnie szukają rozwiązania swojego problemu.
U mnie się okazało, że to jednak nerwica. Ale od początku.
Dokładnie tydzień temu dopadło mnie kołotanie serca. Ciśnienie wzorowe (127/84 więc w normie) a puls z kolei to 127 uderzeń na minutę. Brałem leki na serce. Serce się po pewnym czasie uspokoiło (jakieś 2 dni od brania leków) a tu nagle atak. I leki wzięte (Propranozol WZF), nic. Wziąłem krople (Milocardin) dalej nic nie pomaga. Do tego dochodzą lęki. Strach, że coś może jednak z nami nie tak, zawroty głowy, ogólne uczucie wielkiego niepokoju. Po 6 godzinach byłem tym tak wykończony, że zasnąłem. Na drugi dzień do lekarza i diagnoza - nerwica lękowa.
Na prawdę ciężko się z tym walczy. Nawet jeśli przez 3 godziny wmawiacie sobie, że wszystko jest ok. Serce działa normalnie, nie wkręcaj sobie do głowy żadnych chorych jazd. Leki to jedno, ale najbardziej polecam psychoterapię. Tylko znajdźcie dobrego terapeutę i na prawdę, leki można odstawić. Mi się udało.
Jeśli ktoś to przeczyta: idź do lekarza, powiedz mu o wszystkim co Ci się działo. On chce Ci pomóc, nie zaszkodzić. A to, że chodzisz do psychologa czy do psychiatry wcale nie stwierdza, że jesteś nie wiadomo jak umysłowo chory. Nie, nie jesteś wariatem jak w filmie. Po prostu jesteś chory.