Hej!
Nie czytałem całego wątku więc nie wiem czy nie powtarzam tematu, ale jako że mam dobre wieści to zaryzykuję.
Mam niestabilność
kręgosłupa szyjnego oraz jak to lekarz stwierdził wstępną dyskopatię i do tej pory miałem z tym tylko coraz więcej problemów. To wszystko zmieniło się kiedy je zrozumiałem. Zrozumiałem po przeczytaniu fenomenalnej książki Andrzeja Rakowskiego „Kręgosłup w stresie”, naprawdę polecam. Ale żeby nie słodzić zbyt Panu Rakowskiemu, to przyznam że nie był pierwszy mentorem w powolnym odgruzowywaniu mojej szyi, bo był nieżyjący już Japończyk, inżynier budowlany (sic!) i fascynat ciałem ludzkim, gość o nazwisku Nishi. Przy czym teraz wiem, że kolejność stosowania się do rad obydwu panów powinna być odwrotna, najpierw Rakowski, potem Nishi. Pokrótce napiszę o co w tym chodzi.
Odkąd miałem problem z szyją słyszałem z różnych źródeł że powinienem uważać z ruszaniem szyją, nie przesadzać, unikać pozycji które mi źle robią itd., i trochę w tym racji jest, ale! Kiedy zacząłem stosować ćwiczenia Nishi po kilku tygodniach zauważyłem pewne pozytywne zmiany, drobne, ale dla mnie gigantyczne. Moja szyja zaczęła zwiększać swoją ruchomość. To przy permanentnym spięciu mięśni szyi i całej obręczy barkowej może nie jest niczym szczególnym w sensie zmniejszenia odczuwanego bólu, ale możliwość ruszania głową trochę więcej niż zwykle to niezła radocha! :) Widziałem, że idę w dobrym kierunku, ale wiedziałem że dużo pracy jeszcze przede mną. Potem wpadła mi w ręce książka Rakowskiego i to był przełom. Nagle zrozumiałem, że muszę popracować poważnie nad ruchomością kręgosłupa szyjnego, a tak naprawdę pochylić się nad moimi sfatygowanymi mięśniami. Przez kilka dni stosowałem się do tego co zalecał Rakowski i czułem się trochę lepiej. Po tych kilku dniach zasiadłem do ćwiczenia i przypomniałem sobie o pewnym obrazku jaki widziałem na jakimś filmie dokumentalnym. To była metoda terapii ruchomości kończyn na zasadzie wykonywania drobnym ruchów z pomocą terapeuty, która ma za zadanie nauczyć pacjenta ruchomości jego stawów przy totalnym ich rozluźnieniu. I zacząłem delikatnie kiwać głową we wszystkie możliwe strony. Ruchy były minimalne w różnych kierunkach, tak chaotycznie dobranych jak tylko się dało, starałem się całkowicie rozluźnić i skupić się na tym co się w mojej szyi dzieje. I nagle szczęka mi opadła... Rakowski pisze w swojej książce, że problemy w stawach zawsze zaczynają się od zaniku poślizgu w ich obrębie. Ma rację! Wykonując te ruchy w szyi poczułem że moje kręgi zaczęły się po sobie ślizgać jak nie przymierzając po masełku ;), a mięśnie szyi i obręczy barkowej nagle rozluźniły się tak, że wręcz oniemiałem... Mało tego, zauważyłem że inaczej ich używam, a efekt jest ten sam! Wiecie jak się cierpi w takich przypadkach więc domyślacie się jak musiałem się poczuć po czymś takim. Konkluzja!? Jeśli nie macie poślizgu w stawach kręgosłupa, to nie potraficie używać swojej szyi! Jeśli Wam strzela i trzeszczy, to znaczy że jesteście zbyt spięci żeby wykonać prawidłowy ruch szyją. Mięśnie macie przemęczone, zbyt krótkie i nieelastyczne. To się nazywa kompresja, ogromna siła, która zgniata kręgi i to co między nimi. Wykonując ćwiczenia izometryczne zgadnijcie czy więcej sobie pomagacie czy robicie krzywdę? Zasada jest taka! 1 – Odzyskać poślizg w stawach kręgosłupa szyjnego; 2 – odzyskać pełną ruchomość kręgosłupa przy pomocy ruchów rozciągających i uelasyczniających mięśnie przy bezwarunkowym unikaniu ruchów wywołujących bóle lub,
zawroty głowy czy
omdlenia (mobilizacje i poizometryczna relaksacja mięśni); 3 – na końcu wzmocnienie tych mięśni, tak, dopiero na końcu kiedy je rozciągniemy, uelastycznimy, zregenerujemy, nauczymy od nowa skoordynowanego ruchu i będziemy śmigać głową aż miło ;). Ostrzegam, pełne odgruzowanie potrwa pewnie długo, widzę ciągły postęp, ale coś zaniedbanego przez lata nie odbuduje się w jednej chwili i nawet przy masażach które mam raz w tygodniu mam świadomość że to potrwa jeszcze trochę. To mnie nauczyło słuchać swojego ciała, i Wam też radzę zacząć słuchać, w końcu u wielu z Was krzyczy głośniej niż u mnie. Na koniec przypomnę tylko, że nie jestem lekarzem ani terapeutą, a to co napisałem powyżej wynika tylko z moich doświadczeń. Jeśli chcecie pójść w moje ślady to zalecam konsultacje z lekarzem (ja na swoich jednak się zawiodłem, oni powinni mi o tym powiedzieć co tu opisałem) i ostrożną pracę, a przede wszystkim słuchani co mówi Wasze ciało, ono wie kiedy je krzywdzicie ;).