Jeśli chodzi o rurkę, to powiem Wam na przykładzie Jacka - Jacek sam sobie ją wypluł w czasie robienia toalety w szpitalu w 3,5 miesiąca po jej założeniu. Do szpitala go dałam na zrobienie wyników przed pójściem do szpitala wojsk.w Bydgoszczy, ale jemu mówiłam, że idzie, aby sprawdzono mu rurkę, czy można ją wyjąć. Oczywiście rurki mu nie wyjmowano, nawet się nią nikt nie interesował, no i wypluł ją i nie pozwolił sobie włożyć, tak się naprężał, tak się napinał, że bali się mu ją włożyć bez znieczulenia. W miejscu, gdzie jest rurka znajduje się bardzo dużo drobnych naczyń krwionośnych, które przy uszkodzeniu mogą doprowadzić do krwotoku, którego można nie zatrzymać. Ja tego nie byłam świadoma i gdybym była przy tym obecna, to ja bym ją mu włożyła, on musiał być chyba świadomy tego i zrobił to, kiedy mnie przy nim nie było. Do szpitala przyszłam dopiero po południu, kiedy Jacek był bez rurki już 6-7 godz. i po naradzie doszliśmy do wniosku, że skoro przez ten czas dawał sobie radę, to tej rurki narazie mu nie wkładamy, poczekamy do rana, miał mieć tylko zwiększony nadzór. Do rana było wszystko w porządku, więc tak zostało. Dzirka po 3 dniach już się zarosła - dzisiaj, to już prawie śladu nie ma. Jeśli chory daje radę oddechowo, to nie należy się przejmować tym, że się zachłyśnie. Zachłysnąć się może i z rurką. Ja nawet ssak oddałam po wyjęciu rurki i tylko więcej go oklepywałam i jak mnie przy nim nie było, to kładłam go więcej na boki, wtedy ślina i flegma same wypływają. Uważam, że korzyści są większe niż ryzyko i jeśli tylko pacjent jest zdolny wydechowo, to należy rurkę wyjąć i to szybko. Pamiętajcie, że jeśli rurka znajduje się w ciele, to robią się tam odleżyny, jak goją się odleżyny, to wiecie, a tam jeszcze nie ma dostępu i jak to leczyć? Pozdrawiam - Marychaj