Poczytałam kilkadziesiąt stron i poczułam się wywołana
U mnie ok. Za niedługo minie rok od drugiej operacji (26 miesięcy od pierwszej). Objawy jakieś tam są ale zacznę zwracać większą uwagę na nie, jak zatrują mi życie. Jestem gotowa iść na trzeci poziom z podniesioną głową i uśmiechem na ustach Pracuję, żyję, jestem aktywna, nauczyłam się egoizmu, ograniczenia przyjmuję z pokorą. Tak ma być i koniec
Kilka wypowiedzi rzuciło mi się w oczy:
Nati - odniosłam wrażenie, że Twój kręgosłup to nie jedyny problem. Psychoterapia czasem potrafi zdziałać cuda... Co do statystyk, to często są subiektywną oceną ankietowanego lub po prostu z palca wyssane. Nie tylko w naszych przypadkach, więc nie ufałabym im za bardzo. Osobiście nie zawierzałabym mojego szczęścia statystykom.
UlaWawa - więcej egoizmu
Ktoś pytał o mycie głowy po operacji. Ja w drugiej dobie już w domu owinęłam szyję folią spożywczą, dla pewności przylkeiłam ją do skóry taśmą biurową i tak brałam normalny prysznic. Opatrunek pozostał suchutki.
Dorka- okazało się, że mój mąż świetnie myje okna a mamy ich w domu trochę... Odkurzacza umieją używać wszyscy a mop nie parzy
Genetyka, o ile nasze problemy nie są dziełem wypadku, ma duże znaczenie. Ja niestety zostałam "naznaczona" przez mojego tatę, cierpiącego na ZZSK. W mojej młodości na wsi nikt na to nie zwracał uwagi. Harowało się na roli, podnosiło ciężary, nie było żadnej profilaktyki. Za to teraz jestem mądrzejsza i moją nastoletnią córkę ćwiczę w prawidłowych postawach
Co do rehabilitacji, to chyba nigdy nie miałam takiej z prawdziwego zdarzenia. W moim przypadku decyzje o operacji były szybkie i neurochirurg zaznaczał przy wyznaczaniu terminów, żeby czasem nikt nie tykał mojej szyi... Po operacjach chodziłam na, moim zdaniem, takie "czary mary" typu laser, solux itp. Obecnie czekam (przez Covid już prawie rok) na termin w szpitalu rehabilitacyjnym. Może w końcu ktoś mnie porządnie tam wymasuje (choć mąż twierdzi, że on potrafi najlepiej)
Dużo zdrówka dla wszystkich.
7.12.2018 c6/c7
25.02.2020 c5/c6