Zgadzam się z "Gościem". Niektórzy z Was mówią że: -licho śpią, jakoś pracują, trochę pomagają leki a trochę rehabilitacja. W takiej sytuacji to ja się nie dziwię że macie ochotę odwlec to ile się da, Wy po prostu możecie sobie jeszcze pozwolić na obawy, tak jak ja kiedyś. Ale teraz, jak w sierpniu wszystko się zaczęło to już nie było nadziei na poprawę, pierwsze dwa tygodnie nie spałam wogóle, (lekarze mi nie wierzyli) nie leżałam bo ból był przeokropny, wszelkie leki nie dawały nijakiej poprawy a wręcz było już tylko coraz gorzej. Kiedy w połowie września wylądowałam w szpitalu na ostrym dyżurze,i po wszelkich eksperymentach lekowych jakąkolwiek ulgę zaczęło przynosić połączenie ketonalu i sterydów tego się już trzymałam i żadnej rehabilitacji, nie wolno było. Wyłam z bólu, wyłam ze strachu jak chcieli mnie do domu wypisać, wyłam na samą myśl że mam tyle na operację czekać, wtedy, na tamten czas wydawało mi się że nie wytrzymam, było mi wszystko jedno jak, byle JUŻ ale nie udało się. Z jednej strony to dobrze, bo zdążyłam załatwić dobre miejsce ale z drugiej, dzisiaj wiem to już na pewno, żałuję że tak długo musiałam cierpieć, mało tego, teraz wiem też że jeśli znów zacznie się coś dziać będę działać szybciej. Ani operacja nie jest taka straszna ani powrót do zdrowia. Minął już miesiąc i od samego początku czuję się dobrze. Tak że uszy do góry, nie bać się, BĘDZIE DOBRZE
irena