Ada,
euforia pooperacyjna nie powinna mijać, tylko należy dać sobie trochę czasu na dojście do formy. Samo to, że operacja zakończyła się pomyślnie jest dostatecznym powodem do euforii. Należy pamiętać, że nasze kręgosłupy niszczyłyśmy latami, a teraz co, operacja i ma być wszystko wspaniale, myślę że nie. Jeżeli będziemy powoli dochodzić do zdrowia, bardziej będziemy na siebie uważać, szanować pracę lekarza i nasz kregosłup, bo to co przychodzi z trudem zawsze cenimy bardziej niż łatwiznę. Gdybyś szybko pozbyła się dolegliwości to pewnie, tak jak nasza kochana Zosieńka po pierwszej operacji, zaczęłabyś się zachowywać, jak człowiek który nigdy nie miał kłopotów z kręgosłupem. Dłuższe dochodzenie do formy będzie zawsze przestrogą przed lekkomyślnością.
Zosieńko,
taka wstrętna pogoda, brak słońca zawsze wywoływały u mnie chandrę, a poza tym najgorsze jest oczekiwanie. Niby człowiek jest zadowolony, że ta okropna operacja jeszcze nie teraz, zaraz, ale z drugiej strony chciałby żeby już było po. Taka to nasza natura ludzka, nigdy nam nie dogodzą – chciałaby, a boi się. Odezwę się wieczorem/
Januszku,
nigdy nie byłam w Watykanie, ale myślę, że wiem co czują ludzie tam pielgrzymujący. Jan Paweł II był człowiekiem, który bardzo dobrze rozumiał cierpiących, nie tylko dlatego, że sam był cierpiący, ale po prostu dlatego, że był po prostu człowiekiem i na dodatek istotą obdarzoną wielką empatią.
Do końca życia będę pamiętała słowa pewnego księdza (z moich lekcji przedślubnych), który stwierdził, że dobry ksiądz to taki, który jest po prostu człowiekiem, ponieważ tylko człowiek i to człowiek grzeszny może zrozumieć innego, jego uczynki (nawet te złe), strach, wątpliwości i zagubienie.
Januszku myślę, że jeśli nawet wszystkich szyjek nie wymieniłeś z imienia, to "CI" tam wysoko i tak zrozumieli, że modliłeś się za nas wszystkich.
Teraz wypoczywaj. Pozdrawiam. Osia.
Pozdrawiam Osia