tutef
zwał jak zwał, ostatnio była mowa o
mielopatii :) różnica w sumie żadna :)
ostatni MR mam z 20 stycznia - i on właściwie przypieczętował moją decyzję ;)
Jeśli chodzi o rehabilitację szyi to - ale zaznaczam, piszę to jako laik opierając się wyłącznie na cudzych (lekarzy i rehabilitantów) opiniach - w większości przypadków nie ma ona podobno sensu, gdyż tam nie ma czego rehabilitować - ale np. zupełnie inaczej jest w przypadku odcinka lędźwiowego, do którego przyczepione jest mnóstwo mięśni, i dzięki któremu możemy się poruszać i w ogóle utrzymywać pionową pozycję.
Podobno, jeśli chodzi o szyję to po odsunięciu kilku mięśni i tchawicy z przełykiem kręgosłup jest jak na dłoni i wg. wszystkich chirurgów, z którymi rozmawiałem, zabieg na tym odcinku jest najprostszy i właściwie bezkrwawy, nie trzeba odcinać żadnych mięśni, trudniej powstają blizny wewnętrzne, które mogą potem boleć itp. Oczywiście pod warunkiem, że operacja jest od przodu i nie ma komplikacji. Ale np. z tyłu już są przyczepione mięśnie, i jeśli tam trzeba grzebać, a są takie przypadki, że np. poszerzają kanał kręgowy, to wtedy zazwyczaj jest zalecana
rehabilitacja. Chyba, że od razu wstawiają pręty - wtedy też nie ma to sensu. Ten mój ortopeda powiedział wprost - jeśli po operacji będzie utrzymywało się napięcie mięśni możemy o jakiejś rehabilitacji pomyśleć, typu delikatne masaże, ale tak obligatoryjnie to wręcz nie zaleca.
Z kolei gdy mamy tzw. zaostrzenie - rwę itp. znajomy osteopata wręcz mówił, żeby tego nie ruszać za bardzo - bolą zazwyczaj napięte mięśnie, ale one napinając się powodują, że schorzenie się nie powiększa - ot, taka obrona organizmu, podobnie jak powstające osteofity ;) lepiej - wg. moich rozmówców nawet łykanie leków NLPZ nie ma sensu, gdyż one tego nie zlikwidują, jedynie co to trochę ograniczą ból – a za mocne to one nie są, ale za to rozwalają żołądek, a długo łykane - nerki. Nawet te w zastrzykach. Lepiej już tylko przeciwbólowe - nawet głupi paracetamol (choć tu trzeba na wątrobę uważać) czy Tramal. Gdy rwa puszcza można stopniowo zwiększać ruchomość, wykonywać jakieś masaże, rolowanie, terapię powięziową itp. Ale to też nie tak na łapu-capu – najlepiej jakby jakiś doświadczony rehabilitant pokazał jak to robić. W wielu przypadkach ból w końcu znika i wraca się do życia, ale to nie znaczy, że jest się zdrowym i są spore szanse, że po jakimś czasie dolegliwości powrócą ;)
Ja na poziomach C5/6/7 praktycznie nie mam już dysków - oba wylały się na boki, lewego nerwu na poziomie C6/C7 to właściwie nie widać - tak jest przygnieciony - a mimo to gdzieś tam sporadycznie na chwilę zdrętwieje mi palec czy poczuję pieczenie w rękach czy na szyi - i tyle z objawów neurologicznych. Gorzej z ciągle napiętymi mięśniami barków, szyi, łopatek i pomiędzy, klatki piersiowej – tego już po iluś tam latach mam naprawdę dość. Najgorsze są te momenty jak siada psychika – bo taki przewlekły ból potrafi nieźle ją sponiewierać. Plus osteofity – one modelują lekko rdzeń, ale paradoksalnie dzięki nim
dyskopatia w kierunku rdzenia jest ograniczona, choć płynu już tam nie ma ;) No i tu w ogóle o rehabilitacji nie ma mowy – to są wyrostki kostne, a rehabilitacja może dotyczyć jedynie tkanek miękkich ;) Jedyne co mi zalecili to, gdy już będę zdychał z bólu, walcowanie piłką taką z zoologicznego dla psa – bo jest to dokładnie to samo co w sklepie z art. rehabilitacyjnymi tylko 80% tańsza ;) I to robię, ale efekty są krótkotrwałe. I Tramal, ale jego to akurat lubię :)
Pozdrawiam!!!