Najtrudniejsza rzecz dla mnie chorego na SM to akceptacja tej choroby. Pierwszy rok tj po potwierdzeniu klinicznym w sierpniu 2006 r było bardzo trudnao, zarówno dla mnie jak i mojej pięcio osobowej rodzny bardzo trudne tym bardziej że uchdziłem do tej pory za człowieka silnego i wzsportowanego. Dzisiaj mogę powidzieć, ze jest mi o wiele łatwiej bo nie ma we mnie buntu ze to mnie spotkało, nie mówię dlaczego ja? Dzisiaj wiem, że będę na ile Pan Bóg pozwoli starał się z "żywymi naprzód iść". Wiem też, że trudno jest człowiekowi zdrowemu zrozumieć chorego. Ch ciaż na codziej doświadczam wiele życzliwości to jednak