Moja ukochana ma tętniaka, ale ten jej pękł ostatnio, przepraszam że nie będę opisywał całej sytuacji. Strasznie się boję że ją tracę. Jest w śpiączce, tydzień temu odłączyli ją od respiratora, trzy dni temu przebudziła się na 15 minut, uśmiechnęła do lekarza, gdy do niej mówił, potem zaczęła płakać, przez sen też płakała. Dziś nastąpiło zatrzymanie akcji serca, znowu jest pod respiratorem, bardzo się boję, tak nie powinno być. Pytanie do was, czy tak jest zawsze? Czy wyjdzie z tego? Ma 26 lat, czy po prostu już zrezygnowała z życia?