Witajcie. Mam 25 lat, choruję na
padaczkę skroniową od 3 roku życia. Teraz jestem w 7 tyg. ciąży. Od kilku lat biorę Tegretol CR 400 (800 rano i 800 wieczorem) oraz Topamax 200 (200 rano i 200 wieczorem) W 5 tyg odstawiłam te leki (czyli jak się zorientowałam, że noszę w sobie maluszka), ale ataki wciąż się nasilały. Były coraz częściej. Wyglądają tak: przez kilka sekund nie mogę nic powiedzieć, mruczę i jestem słaba. Czasem były one na tyle słabe, że nikt nic nie zauważał, a ja mogłam jakoś funkcjonować. Ale bywały też na tyle silne, ze bardzo głośno mruczałam i wtedy mnie to deprymowało. Pojechałam więc prywatnie do lekarza, którego polecił mi kolega. Podobno bardzo dobry. Specjalizował się także w Stanach. Podczas pierwszej wizyty pani Dr poświęciła mi ponad godzinę, zrobiła
EEG na miejscu i stwierdziła, że nie mogę być bez leków przy takiej ilości i częstotliwości napadów, ponieważ mogłyby się one przerodzić w napady typu grand mal. czyli mogłabym się przewracać i rzucało by mną. A to nie będzie bezpieczne ani dla dziecka, ani dla mnie. Szczególnie podczas porodu. Po obejrzeniu wyniku z EEG stwierdziła, ze nie jest tak źle jak myślała, pomimo nieprawidłowego zapisu. Oczywiście (tak jak moj ginekolog) kazała brac podwójną dawkę kwasu foliowego. Kobiety z padaczką mają większe zapotrzebowanie na kwas. Poleciła także Lamitrin - najmniejszą dawkę, by organizm się przyzwyczaił. powiedziała, że jest bezpieczny (ale tylko oryginał, nie żaden zamiennik, bo nie wiadomo jaki skład mają podróby i lepiej nie ryzykować) Lek musi produkować firma Glaxo - bezpieczna i pewna w tego typu przypadkach. Powiedziała także, że prowadziła mnóstwo ciąż na leku Lamotrin i dzieci rodziły się zdrowe. Zaryzykuję więc. Od dziś mam brać najniższą dawkę. Ale wierze że będzie dobrze. Wam też życzę powodzenia i przede wszystkim zdrowia!!