Witam. Ja mam problem z moją matką. Od zawsze miała ciężki charakter, była dominująca,krytyczna, często agresywna, nie tylko słownie. Z empatią też nie było najlepiej. Zajmowała dość prestiżowe stanowisko w dużej firmie, miała dobre kontakty z szefami, wogóle wobec obcych potrafiła być super miła, dowcipna, pomocna. Wobec domownikow już nie tak bardzo,a i dalsza rodzina znała jej trudny, konfliktowy charakter. Może dlatego pierwsze objawy choroby umknęły? Robiła się pomalu coraz wolniejsza, wydawała się rozkojarzona, często przywoływała wspomnienia z dawnych lat, ale nie osobiste, tylko zawsze związane z pracą. Tam czula się ważna i potrzebna. Do domu przychodziła odpocząć, porządzić. Nie wspominala męża ( nieżyje od 20 lat), mojego dzieciństwa itp, tylko kim byla w pracy. Potrafiła kilka razy dziennie opowiadac kto ją pochwalił, pozdrowił, dzwonił w imieniny. Za to w coraz węższym zakresie intersowała się sprawami bieżącymi. Robiła się też coraz bardziej zlośliwa, krytykancka. Łatwo wpadala w złość, ale ja nie wiedzialam jeszcze, że to objaw choroby, zawsze była agresywna. Tymczasem z błachego powodu (np. omowa NATYCHMIASTOWEGO zawiezienia w jakieś miejsce, bez liczenia się z moimi i męża obowiązkami) nakręcała się i ruszała z pięściami. Parę razy w domu doszło do gorszących scen, kiedy łapałam matkę za ręce i krzyczałam - jak mnie uderzysz, to ci oddam. Paradoksalnie to działało, bo lęk przed tym ją hamował, tymczasem ja robiłam to po to, aby chronić siebie i właśnie jej NIE uderzyć. Nigdy nie uderzyłabym matki, ale ona to prosze bardzo. Emocje, jakie temu towarzyszyły powodowały wielkie wyczerpanie, koniecznośc ograniczenia kontaktu na pewien czas dla wyciszenia wszystkich, nakręcały obawy o przyszlość. Minęło kilka lat i obecnie sytuacja jest taka - matka ma 79 lat. Fizycznie jest dość zdrowa i silna. Pamięć szwankuje - zapomina imion osob z rodziny (bratowych, bratanków, ale braci pamięta). Zapomina o dawniejszych wydarzeniach i miejscach, gdzie regularnie przebywała. Traci orientację co do pewnych miejsc. Wie, ktorego dziś mamy, gdzie mieszka. Potrafi zabłysnąć opisując karierę pewnego polityka z detalami! To powoduje, że czuję się zagubiona bo jednocześnie nie poznała mojej koleżanki, ktora przez lata bywala u nas na codzień. Wyprowadziłam się z mężem, ale regularnie ją odwiedzam. Coraz mniej jest zainteresowana moimi sprawami, ale jak widzi sąsiadow, osoby obce to robi to co przez lata potrafiła świetnie - zabiega o ich uwagę, czaruje. Jednocześnie krzyczy na ludzi, ktorzy pod jej oknem spacerują z psami, wygraża pięściami, zabiera dzieciom piłki, wzywa policję notorycznie. Kierownik administracji ma jej dośc, bo nawet krytykuje na głos i to niegrzecznie sposob wykoszenia trawnika przed blokiem. Pojawilo się kolejne hobby - nie panuje nad zakupami, podpisuje i zrywa kolejne umowy, nie przyznaje się do tego, jak sprawa wychodzi na jaw to kłamie, że nic nie podpisała. Jak przychodzi kopia podpisanej umowy, to dzień jest spokoj, kaja się, a potem opowiada, ze zostala oszukana, podpis sfałszowany a ona zgłasza sprawę na policję. Nie obchodzą ją kolejne kary, "nie zaplacę, co mi zrobią". Ja negocjuję rozkładanie kar na raty, a ona po tygodniu - nic nie zapłacę, w dupie mam. I opowiada po sąsiadach, że to ja ją naciągam na kolejne zakupy... Nigdy nie ma pieniądzy, nie pozwala sobie robić zakupów, ale okoliczne lumpy wchodzą kiedy chcą do jej mieszkania i noszą siatki...Nie pozawala kontrolować swoich wydatkow. Naciąga w zaprzyjaźnionym sklepie na pożyczki ( już 7 razy "po 100zł bo nie mam na życie"). Jak raz jej odmówiono to urządzila awanturę. Tymczasem ma bardzo wysoką emeryturę i niskie płatności, powinna mieć kupę oszczędności. Czasem błyśnie dowcipem czy celną puentą a czasem gada takie bzdury, że ręce opadają. Oczywiście zawsze ja jestem wszystkiemu winna i za wszystko co złe ja odpowiadam. Jest mila, jak znowu wpadnie w kłopoty i muszę szybko reagować. Gdy kryzys zostanie zażegnany zamiast dziękuję słyszę, że to przez mnie to wszystko. Czasem wydaje mi się, że jest perfidna i dośc świadoma tego co się dookoła niej dzieje. Gdy zwyzywała mojego męża to lekarz rodzinny kazał nie przejmowac się - to choroba. Ale ona przez kilka dni dzwoniła na jego numer próbując wybadać, czy się na nią gniewa. Jestem skołowana gdyż czesto nie wiem, co dzieje się z powodu jej intencji ( i trudnego charakteru), a co jest spowodowane chorobą i winno być "odpuszczone". Ostatnio dała się namówić ( z trudem i po kłótni) na wizytę u neurologa. Dostala lek, ktory przyjmuje, gdyż pomógł jej na
zawroty głowy. Do psychiatry za skarby nie pójdzie. Informowałam się co do ubezwłasnowolnienia częściowego z powodu rosnących długow, ale potrzebe do wniosku jest zaświadczenie od psychiatry, ktorego nie mam jak pozyskać, bo ona zupełnie nie współpracuje. Lekarz rodzinny jest pewny, że to Alzheimer, a choroba rozwija się powoli. Nie ma jednak co na razie z tą wiedzą robić.
Piszecie tu ładnie o miłości, cierpliwości, poświęceniu. Ja czuję głownie frustrację wynikającą z niemożności zapewnienia własnej matce bezpieczeństwa i opieki jakiej wymaga, złość, obawy o przyszłość.
Pozdrawiam wszystkich sprawujących opiekę nad osobami dotkniętymi tą straszną chorobą.