witajcie szyjki! tu implant po powrocie do żywych:)
jutro miną 2 tygodnie po operacji i czuję znaczną poprawę.
Postanowiłam opisać swoje wrażenia przed i pooperacyjne, może komuś to się przyda;)
miejsce akcji: Legionowo, klinika Mediq
operator: dr A. Wilk
Jest piękny poranek, słońce prznikliwie zagląda do oczu i przypomina: to dziś, to dziś!! U
mysł nie godzi się z tym stanem i rozpaczliwie szuka drogi ucieczki. Niestety bezlitosny mąż prawie na siłę wciska mnie w fotel samochodu i wiezie do szpitala...A tam nie znajduję wyjścia ewakuacyjnego :( Czeka na mnie papierologia. Ze stresu długo się zastanawiam jak mam na imię, gdzie schowałam dokumenty...ale w końcu udaje się wypełnić wszystko.
Uprzejma Pani zaprowadza mnie do sali pooperacyjnej i zaleca przebranie się w piżamę. Zadanie to, też wydaje się jakby niewykonalne, a zresztą gdzie moje piżama?!
Po uporaniu się z tym zauważam inne osoby na sali. Uprzejmie się witam i przepraszam za wcześniejszy brak kontaktu...stres.Zjawia się lekarz, ogląda rezonans, komentuje "nieźle roztrzaskane, nieźle zaniżycie mi średnią wieku operacyjnego (tu wyjaśnienie: na operacje czeka także przemiła brunetka na óżku obok)" . Po chwili zjawia się pani anastazjolog: uśmiechnięta od ucha do ucha zaprasza mnie na salę operacyjną. Ponownie szukam dróg ucieczki, ale niestety korytarz beznamiętnie zamyka się za moimi plecami. Droga okazuje się baaardzo długa, ale o dziwo jakoś się uspokajam. Ekipa na sali żatuje sobie, nawet i ja się uśmiecham, po czym posłusznie kładę się i .... zasypiam.
Pooobudka!!!! Co za bezlitosna istota zapaliła to światło!! To była moja pierwsza myśl po obudzeniu. Rozglądam się odkrywszy wielki popłoch wokół mojej osoby - każdy ma jakieś zadanie: podłączają mnie do aparatury, coś mówią (nie bardzo wiem co). Rozpoznaję operatora - uśmiecha się i mówi że wszytsko poszło ok.
Pytam się któa to godzina, jakbym chciała się odnaleźć w czasoprzestrzeni: 12.30, jest ok już mam orientację. Zaczynam odczuwać ból, ale cieszę się niezmiernie bo czuję ręce, nogi, poruszam palcami i ......beczę :( nie wiem czemu po prostu ryczę sobie. Miła brunetka podaje mi chusteczki. I tak leżę ... kroplówka za kroplówką, zaczyna się większy ból i ogarnia mnie zimno. Proszę miłego Pana z boku żeby zerknął co to za kroplówka bo zaraz uświergnę z bólu, okazuje się ,że pakują we mnie....ranigast!! Rajciu, dajcie coś przeciwbólowego - no i mam co chciałam :) Ketonal, ciepły kocyk, robi mi się dobrze :) Przysypiam....
Jedyne co mnie wkurza to kołnierz! Trochę niewygodnie sie w tym leży.
Pojawia się lekarz, pyta jka się czuję - no znakomicie, ważne że już po!
Następne godziny, to walka o sen. Zmęczenie przytłacza, a adrenalina nie daje spać!
Z operacji wraca miła brunetka, ufff u niej ok, operacja też się udała.
Doktor mówi że przyjdzie do nas jutro rano.
Nadal nie mogę się nawet zdrzemnąć! Przynieśli mi picie i kanapki..., próbuję się napić i jedyne co odczuwam to ogromy ból w przełuku!!! Rany, żeby picie tak bolało, to już przegięcie, ale potrzeba przezwycięża ból i udaje mi się wypić conieco:)
Jeden, dwa, trzy...., kurna ile można liczyć. Do łóżka podchodzi pielęgniarka, nasz Pan doktor dzwonił do szpitala zapytać się o swoich pacjentów. Myślę sobie że to miłe:)
Patrze na telefon godzina 00.45... i tak co godzinę, aż w końcu o 3.45 proszę o coś na sen. Pielęgniarka stwierdza że się nie opłaca, bo zaraz będą leki itp...
Faktycznie za chwilę....o godzinie 4.30 zaczyna się chaos. Odłączają od aparatury, zastrzyki, kroplówki...
Przeprowadzka!! Trafiam do sali, gdzie w końcu nic nie pika, nie mieżą ciśnienia za godzinę, wow! Co za ulga, kolejny ketonal i ... zasypiam!!! Budzi mnie śniadanie, niestety ból w przełyku nie pozwala na posiłek, zadowlam się ciepłym napitkiem. Zasypiam.
Dzieńdobry! - To pan doktor zajawia się na "uruchomienie". Najpierw usuwa dren - nie jest to za miłe... a potem zachęca do wstania. Powolutku próbuję usiąść. Słabo to widzę, w głowie szum jak po niezłej imprezie, ale staram się. W końcu wstaję, zataczam się na bok i siadam :) ale grunt że dałam radę! Ja tam byłam s siebie dumna.
Pan doktor tłumaczy jak tu teraz żyć. Generalnie można to ująć w jednym słowie: LEŻEC jak najczęściej.
Ta myśl na razie mnie cieszy, bo na nic innego nie mam siły i ochoty.
W końcu zasypiam. Budzę się , staram się napić, zasypiam - tak wygląda druga doba po operacji. Wieczorem marzę o kąpieli, pomoc męża okazuje się zbawienna.
Trzecia doba.
Poranek miły, bo przespałam całą noc! Ból do zniesienia. Szyja nie boli, za to przełyk...i tu używam słowa niecenzuralnego $$$$.
Dostaję wypis i papa.
Wecome home
I tu pojawia się wiele problemów.
Jestem tak zmęczona, że nawet na zadane pytania odpowiadam hmhmh, bo słowa to za duży wysiłek. Chce mi się pić, a nie daję rady bo boli. Wstać to toalety - prpblem, bo zataczam się. Leże na boku- kołnierz uwiera, to samo w każdej innej pozycji aż w końcu... zasypiam.
Mąż przywozi synka od teściów - cieszy się on, cieszę się i ja, ale....czemu on tak głośno chodzi!! Każdy jego krok, to jakby ktoś szpile w głowę wbijał.... Nadchodzi noc. Ketonal się przydał, ale szczerze powiedziawszy raczej zapobiegawczo, bo to przełyk boli. Zasypiam.
cdn, bo i tak mój post to chyba całą stronę zajmie...no i czas położyć się i odpocząć:)