Tak sobie myślę, analizuję i mam takie oto spostrzeżenia.
Ludzie chorowali, chorują i będą chorować. Niestety. Ale choroba a choroba jest różnica. Dostrzegam tutaj ogromną niesprawiedliwość.
Zachorowanie na grypę, przeziębienie - nazwijmy, że to "pestka". Zachorowanie gdzie potrzebna jest ingerencja chirurga np. operacje w jamie brzusznej - po wygojeniu i ustaniu bólu, pacjent zdrowy i szczęśliwy.
Operacja na kręgosłupie lędźwiowym - z tego co wiem i widzę - w miarę dochodzą do siebie.
Natomiast chorzy w zakresie kręgosłupa szyjnego, już trakcie choroby mają przygody ze swoją cierpliwością, dopada ich niepokój, lęk. Po operacji dochodzą do jako-takiego zdrowia stosunkowo długo i choć kręgosłup naprawiony bóle utrzymują się przez dłuższy czas. Szyja jest depresogenna.
Wiem, że są gorsze choroby ale stanowczo stwierdzam, że chory kręgosłup szyjny jest w gronie bardzo uciążliwych i niewdzięcznych chorób. Wolałbym już ból zęba i dwa złamania kciuka.