Bardzo mi się u Was podoba i chyba tu zagoszczę na dłużej. Lubię, jak sie mnie dopieszcza
Co do pudla, to ja, a raczej moja psychika obecnie jest pudlowata, natomiast w domu mam ostrowlosego welshteriera i postaram się na nim odtąd wzorować, bo odważna i zadziorna bestia jest niebywale. Pudle, zwłaszcza rozhisteryzowane aut!
Doświadczenie kręgosłupowe mam dość bogate, wszak doznałam już pieszczot na odcinku bliskim siedzenia.
Wtedy przed operacja mnie bolało, bardzo bolało. Powaliło mnie z dnia na dzień, bo przedtem nie wiedziałam, że mi cokolwiek "tam" jest. W przeddzień jeszcze zrobiłam na rowerze ponad 100 km wokół góry Ślęży, a rano.... Nie chcę opisywać, co wtedy było moim udziałem i jak bardzo "mam w poważaniu" Klinikę wrocławską i jej neurochirurgię. Co mozna myśleć o lekarzach, którzy odsyłają wyjącego z bólu pacjenta z zespołem końskiego ogona, bo mozna zacewnikować i spokojnie czekać ze trzy miesiące. Gdyby nie interwencja koleżanki lekarki /członka komisji dyscyplinarnej/ czekałabym slodko i głupiała z boleści. Jako pamiątkę mam
niedowład stopy i porażenie nerwu strzałkowego. Teraz ten odcinek nadaje się do ponownego remontu, bo zrosty, uciski, ciągnięcia itp.
O szyi wiedziałam, że jest słaba. Ponoć mam gorzej, bo jest długa. Ale żeby aż tak?????? Nie boli mnie bardziej niż da się wytrzymać. Zresztą już pisałam.
Jakos nie mogę przejść do porządku dziennego nad tym, ze zabieg jest konieczny. Miałam już 13 zabiegów, w tym kilka ortopedycznych i jestem nieco zmęczona. W styczniu zdjęli mi gips z operowanej trzykrotnie stopy a tu nowy zonk.
Nie wiem na czym konkretnie ma polegać moja operacja, bo doktor musi pomysleć. Wiem, że w odróznieniu od wrocławskich specjalistów doktor rozmawia ze mną jak z człowiekiem podczas wizyty na NFZ/we wrocławiu na moje pytanie czy nie można z tą operacją poczekać usłyszałam "na co, do cholery" - w Walbrzychu szczególowo wyjasnił mi wszystko pokazując zapis MRI//; że w szpitalu dbają żeby nie bolało; że w szpitalu do takich bezkręgowców jak ja przychodzi psycholog a na ich oddziale rehabilitacyjnym opiekują się aż za dobrze /byłam tam w zeszłym miesiącu/.
Jednego się boję. Czy będę mogła jezdzić na rowerze. Tylko to mi zostało z dawnych sportów. Po tamtej operacji tyle rzeczy jest zabronionych.../ale ja i tak po cichutku.../, a tu nowe ograniczenia.
Czy będę mogła haftować swoje ukochane obrazki, bo szyja może być sztywna. Że będzie bolało, drętwiało, pociągi w głowie jezdziły, buuuuuuuuuuuuuuuu!!!!!!!!!!!!
Ja wiem, że się za bardzo rozpisuję, że może za bardzo marudzę. Obiecuje poprawę.
A co do nazywania mnie literatką, to wszak z literaturą i językoznawstwem związane jest moje zycie. Skrzywienie zawodowe przenosi sie do codzienności
