Reklama:

DYSKOPATIA KRĘGOSŁUPA SZYJNEGO A OPERACJA (29021)

Forum: Dyskopatia kręgosłupa

Forumowiczka
13-12-2009, 09:24:49

Tamara, ja przy kłopotach z samą szyją bez problemu jeździłam na poczciwym dużym składaku. Pokonywłam długie dystanse również w terenie unikając wertepów.
Odkąd nasiły się problemy z lędźwiowym pozostają krótkie przejażdżki pod ścieżkach asfaltowych albo dobrych dróżkach -drętwieje noga plus dodatki pośladkowo-lędźwiowe .Pozycja dosyć prosta, siodełko dobre .Nie zmuszam się wiećej niż sprawia mi to przyjemność a sprawia coraz mniej niestety.
gość
13-12-2009, 09:52:30

Zosia jaki ja recydywista? ja z porządnej Bajki jestem Tylko w przeciwieństwie do Aniołka skazany jestem na pokusy ale obiecuje w przyszłym życiu po reinkarnacji będę lepszy .


Oj Irek nie przypominaj Tych dobrych czasów bo do dziś mi się skóra jeży na grzbiecie

Pozdrawiam Janusz
gość
13-12-2009, 10:11:34

Jeśli chodzi o rower, to generalnie lekarze i rehabilitanci kręcą nosem i pokrzykują, bo uważają, że tylko stacjonarny.
Jeden z nich /neurochirurg/ mi powiediział tak " no dobra, jak ma pani siedzieć i wpadać w depresję, to niech pani już jezdzi, ale.." No własnie to ale: nie góral, bo musisz jezdzić wyprostowana, kierownica ustawiona tak, żeby glowy nie schylac, więć dość wysoko - najlepiej mieć taka z regulacją w poziomie i pionie.
W naszych stanach w rowerze najważniejsze jest resorowanie - ja mam teraz tylne i dodatkową sztycę pod siodełkiem.
Nie wiem jak to będzie po operacji - musze się liczyć ze zmiana roweru na resorowany jak mercedes, jesli będe mogła jezdzić
Zosia pisze o siodełku - najlepsze szerokie /ja mam stare, skórzane, na srężynach/ z żelową poszewką na wierzchu.
Jesli chodzi o teren, to niestety, nie wolno jezdzić po wertepach /ja musiałam porzucić górskie tereny/, musisz wybierać równe trakty, niestety - chociaz ja uwielbiam jezdzic "na krechę" po polach i łąkach.
Generalnie - łatwiej mi pojechac na spacer na rowerze niz wlec sie na moich uciekających nogach.
Piszesz, że po jezdzie na rowerze odczuwasz sensacje, więc może nie dla Ciebie ten sport.
Ja przed operacja lędzwiowego potrafiłam sie całymi dniami włóczyc po wertepach / dziecko tez "przywiozłam sobie" z liczącej 2500 km wakacyjnej wyprawy rowerowej - trzeba było wówczas widzieć minę ginekologa, gdy usłyszał, że baba w ciązy jechała tyli świat na rowerze obciążonym całym dobytkiem/.
Teraz nie zapuszczam sie na wycieczki dłuższe niz 50 km, ale wtedy zakładam pas lędzwiowy i ortezę na rekę - wyglądam jak cyborg.
Jedno czego trzeba żałować, że nie dozyjemy chyba takich ścieżek rowerowych jak za granicą, gdzie mozna spokojnie i po równym przejechać cały kraj, a rowerzysta jest świętą krową. Kiedyś, gdy jeszcze był "zgniły zachód" i granice państwowe, pojechaliśmy sobie na studencka wyprawę rowerową Wrocław- Freiburg i jechaliśmy prawie cały czas równymi jak stół specjalnymi traktami, bez mozliwości kolizji z samochodami.
Teraz moim największym marzeniem jest, żeby się tam znowu wybrać, ale to juz chyba w nastęonym wcieleniu
Znowu sie rozpisałam, wybaczcie Drogie Szyjki, że Was pezynudzam. Obiecuje poprawę.
gość
13-12-2009, 10:11:56

Tamara ja wiem znowu mi napiszesz że Ciebie nie lubię lecz to nie prawda jedynie wkurza mnie to że Ty jesteś następna w kolejce po dalszy bieg choroby a nie przerwać to do puki jest czas . Jazda na rowerze przy dyskopatii odpada nie wspomnę o jeździe konnej gdzie jest potrzeba balansowania całym ciałem a i nie wierze w to że zdarzają sie podczas kłusa dodatkowe wibracje czasami i koń się potknie i trzeba natychmiast zmienić pozycję i co uważasz że jest to dobre dla twojego kręgosłupa no chyba że masz doskonałego rehabilitanta i on wmawia Tobie że to jest dobre z tego co piszesz mieszkasz na odludziu czyli specjalnie dróg rowerowych nie masz ale jeśli jazda na rowerze to nie wiem czy wiesz jak wyglądają holenderki taki rower jest w miarę odpowiedni by utrzymać postawę prostą ale jak jazda po wertepach odpada bo wstrząsy dla kręgosłupa są nie wskazane . Tamara i bardzo Ciebie proszę nie myśl że ktoś jest przeciwko Tobie i twym pasjom jesli lubisz konie to teraz opiekuj sie nimi lub niech inni dosiadają a ty zajmij się ich dobrym samopoczuciem Pozdrawiam Janusz
gość
13-12-2009, 10:26:32

Słusznie prawisz, Drogi Januszu
Podejrzewam jednak, że Tamara, podobnie jak ja, jest przypadkiem bardzo trudnym i odpornym na tłumaczenia.
Chyba musimy jeszcze dobrze dostać w d... żeby zrozumiec to i owo....
Ja udaję, że choroby nie ma, chociaz będę musiała niestety przystopować po operacji szyjki /jesli Doktor sie wreszcie nade mna ulituje/.
Co do konnej jazdy, to ja bym sie nie odwazyła wlezć teraz na koński grzbiet, choc bratanica hoduje konie, więc mam je w zasięgu ręk a w dzieciństwie też trochę jezdziłami.
To tyle, bo zaraz mąż przywieziw świateczne zakupy, więc się musze nastawic moralnie

Forumowiczka
13-12-2009, 10:44:17

Uwielbiam jazdę na rowerze ale dociera do mnie, że chyba z tego nici... nie bardzo wiem jak miałabym to robić z moim częściowo nieruchomym barkiem . Najpierw rehabilitacja (to też atrakcje... ) a później się zobaczy.
Nie dla psa kiełbasa, nie dla prosiąt miód!
krak62 2009-12-13 10:18:05
A co do agentów mamy dzisiaj 13-12-2009 czyli rocznicę "Wojny Jaruzelki" niektórzy z przyzwyczajenia mogą się reaktywować. Uważajmy
Irek

Rzeczywiście - fakt faktyczny!!! Dzisiaj rocznia!
Pamiętacie jaka wtedy była super zima stulecia???
Ile śniegu?
Irek, Ty to mnie zawsze rozchmurzysz swoimi dowcipami...


A ja mam znów dla Was Świąteczną piosenkę:
http://magia-swiat.web21.pl/gosia-andrzejewicz-magia-swiat/
gość
13-12-2009, 10:45:09

Moi drodzy, już głupotę odpokutowałam, rodzina dała mi wolne przed świętami i mam tylko rozkazywać.Coś pięknego!!

Mnie marzenia o rowerku wybili z głowy po pierwszym zabiegu/6 lat temu/ Nawet stacjonarny powoduje sztywność jak i wszystko co w jakikolwiek sposób się trzęsie. Tramwaj , autobus to koszmar nawet pociąg z sypialnym też dokucza.Zostaje autko, pozycja półleżąca z podusią i mąż prowadzący jakby wiózł śmierdzące jajo.
Najchętniej bym chodziła tylko piechotą i robię tak kiedy tylko to możliwe.
To prawda, że nieraz robię coś z myślą,że lekarz nie widzi ale już coraz rzadziej próbuję udowodnić światu,że coś mogę zrobić. Staję się mniej ruchoma i już się z tym pogodziłam.
Pozdrawiam drogie Szyjki
gość
13-12-2009, 11:45:31

Witajcie
Jestem studentem medycyny, czytam ten watek od dluzszego czasu i trochę się dziwie co niektorym... jesli jesteście w stanie jeździć na rowerze albo konno, to po co decydujecie się na operację? wiem, wiem, bo tak powiedzial neurochirurg - ja nie znam chirurga ktory powiedzialby "nie operowac, bo zrobimy więcej szkody niż pożytku". Chirurdzy tacy są, nie oni ponoszą konsekwencje operacji tylko pacjent...niemal każdy neurochirurg mowi, że dopoki nie mialby niedowladu ręki czy nogi, nie pozwolilby sobie zoperować kregoslupa, nawet gdyby żyl w wiekim bolu. Po operacji, gdy minie euforia pooperacyjna bol wróci i to z dużo większą silą, a jedyny "efekt" jaki odniesiecie to niemożnośc wykonywania czynności, ktore do tej pory byly waszym chlebem powszednim. Nawet czytajac ten watek widać wyraźnie, jaki jest efekt tych operacji - niektorzy piszą "mimo ze boli to cieszę się, bo uniknęlam kalectwa". Kiedys nie bylo rezonansow, tomografii, ludzie cale zycie mieli bole kręgoslupa i jakos tych kalek wiele nie bylo... Duzo szybciej "powiklania' pooperacyjne doprowadza do kalectwa niz zaniechanie operacji. Prosze się na nie nie rzucać, napisalem to co myślę jako juz prawie lekarz i rozumiem, ze nie wszystkim sie to spodoba, jednak kazdy ma prawo wyrazic swoje zdanie. Pozdrawiam, Tomasz
gość
13-12-2009, 12:17:11

Drogi Studencie Tomaszu wiesz chyba co mówisz lub wiesz z jakim nastawieniem będziesz leczył swoich pacjentów tylko pogratulować . Jeśli chodzi o wypowiedzi innych neurochirurgów nie wiem jak to było w innych wypadkach jak moje ale powiem Tobie jedno jeszcze długo przed tym zanim trafiłem na stół operacyjny za namową i propozycją mojego neurochirurga zmieniłem zawód który bardzo pokochałem . Robiłem wiele rzeczy i przeszedłem nie jedną rehabilitację aby uniknąć noża za jego namową czego nigdy w życiu nie robiłem nauczyłem pływać sie na plecach ale są pewne granice wytrzymałości i pewne granice ubytków neurologicznych których nie powinno się przekroczyć ale zapewne jako student medycyny to wiesz jak na razie nie znaleziono złotego środka aby takich ludzi jak my nie było ale postępująca medycyna może i z biegiem czasu coś na to poradzi lecz dziękuje za światłość którą wlałeś w me serce i teraz zastanowię się nad tym czy nie skarżyć mojego neurochirurga że zrobił ze mnie kalekę . Chciał bym doczekać jak trafi do ciebie pacjent z dyskopatią wielopoziomową i zapyta się Ciebie Doktorze ja nie wyrabiam tak mnie boli co mam robić aby przestało pan jest mądrym człowiekiem i nich mi pan pomoże jestem bardzo ciekawy co mu zaproponujesz gdy ubytki neurologiczne będą już znaczne i praktycznie nie odwracalne . Pozdrawiam z szacunkiem Janusz
gość
13-12-2009, 13:06:33

No cóż, Drogi Studencie Medycyny,
może wyjawisz nam, ciemnym szyjkom, jakąz to specjalicaję masz zamiar obrać po skończeniu pobierania nauk w skarbnicy wiedzy medycznej? Mam nadzieję, że będzie to genetyka, mikrobiologia lub inna dziedzina odległa od durnych pacjentów.
Pytasz po co nam operacje? Ano, tak spytała moja znajoma, kiedydowiedziała się, że przybyła mi kolejna blizna, tym razem na plecach. Odpowiedziałam otóz, że mam komplet blizn na brzuszku i w innych miejscach i teraz zapragnęłam sobie upiekszyć plecy. W najbliższych planach, dla Twojej ciekawości, zażyczę sobie jeszcze piękna ozdobę na szyi. Reasumując - jakie pytanie, taka odpowiedz
Bywam od pewnego czasu na tym forum, bywam też na takim od kręgosłupa lędzwiowego i nigdzie nie spotkałam nikogo, kto by sie kazał zoperować dla kaprysu.
Ja i wielu innych trafiłam na stół z bezwzględnych, pilnych wskazań - gdy nastąpiły porażenia a bólu nie mogła już nawet morfina znieść.
Jeśli się nie poddam operacji szyjnego, grozi mi los słynnego Świtaja, więc mam taka zachciankę, żeby sie zoperować.
Nikt nam nie wmawiał, że zabieg operacyjny to pieszczoty a po nich będziemy jako młodzi bogowie. Przeciwnie - ostrzegali, że nic juz nie będzie takie samo, że nasze życie składać się będzie z dwóch szufladek: przepastnej "czego nie wolno" i malusieńkiej "to wolno". Czy sądzisz, Drogi Studencie Medycyny, że zycie pooperacyjne to leżenie i uważanie na siebie?
Czy nie widziałeś ludzi, których operacje nie tylko uchroniły przed kalectwem ale tez i pozwoliły wrócić do aktywnego zycia? Widzę z Twojego postu, że albo zyjesz bardzo długo , albo bardzo duzo czytasz ze zrozumieniem i WIESZ, że dawniej kalek nie było. Może w
Sparcie starożytnej, mój Drogi, bo ja w swojej rodzinie miałam osobę całkowcie porażoną z powodu kręgosłupa w czasach, gdy nie było tomografu i MRI.
Więcej pokory Ci życzę w obserwowaniu postępu nauki i medycyny. Ludzie dawniej nieuchronnie skazani na ciężkie kalectwo, dzisiaj powracaja do pełni sprawności dzieki nowoczesnej diagnostyce i metodom leczenia.
Wiem, o czym mówie, bo moja corka zajmuje sie bardzo nowoczesną dziedzina nauki związanej z medycyną i coraz donosi mi o postępach - może i Ty sie troszkę zainteresuj. Jeszcze kilka lat temu tacy jak ja czekaliby na swoja kolej w stawaniu się roslinką, a dzieki nowoczesnej medycynie wymienią mi zniszczone elementy. O tym jeszcze kilka lat temu nie mozna było pomarzyć.
Obserwuj świat, a dowiesz się wiele. Ty pewnie nie pamietasz pierwszych komputerów. Ja pamietam, jak mnie mój obecny mąz zabrał na politechnike i pokazał mi coś ogromnego, zajmującego cały pokój - do tego wrzucało sie takie specjalne perforowane karty kartonowe - to była stacja dysków w dzisiejszym rozumieniu, sam komputer zajmował kilka sąsiednich pomieszczeń. Dzisiaj komputer można schować do kieszeni a ludzie rozmawiaja ze soba przez telefony komórkowe. Tego tez jeszcze tak niedawno nie było - a co będzie, gdy Ty osiągniesz dojrzałość?
My tu nie jesteśmy szaleńcami wymuszającymi na lekarzach różne bezpodstawne zabiegi. My chodzimy po kolejnych specjalistach, aby potwierdzić lub wykluczyć konieczność operacji. Wielu z nas na stól zgarnia karetka /jak mnie/, wielu z nas z radościa tu komunikuję, że zabieg nie okazał się niezbędny.
Czy naszym grzechem jest to, że chcemy normalnie żyć, że nawet kosztem bólu chcemy móc się sami ubrać, umyć, ogarnąc wokół siebie? Czy nie zauważyłeś /wszak nas czytasz/ że przestrzegamy się wzajemnie przed nadmierną brawurą?
A to, ze marzy nam sie jazda na rowerze? To tez zauważyłeś swoim bystrym okiem - pytamy najpierw specjalistów i siebie wzajemnie o dobre rady.
To tyle uwag z mojej strony, życzę Ci przyjemnej lektury naszego wątku, a w dalszej przyszłości piątki na dyplomie i przezroczystych pacjentów

gość

Dopuszczalne formaty pliku graficznego: jpg, jpeg , png.

Rozmiar zdjęcia nie powinien przekraczać 0.6MB.

Reklama: