Witam się pięknie!
Szukałam informacji o torturach, które mnie niebawem czekają i przypadkiem trafiłam do tego kącika.
Jestem kilka lat po operacji lędzwiowego i właściwie już by trzeba robić coś znowu, ale w styczniu się okazało, że w szyi mam bukiet niezłych kwiatków. Po wizycie u neurochirurga/w lipcu/ dostałam wskazanie do pilnego zabiegu ale że miałam termin rehabilitacji l-s i postanowiłam za nic w świecie nie trafić ponownie do tego szpitala, gdzie mnie operowano na dolny odcinek /Wrocłam AMN na ul. Traugutta/, pomyslałam sobie, że pojadę po tej rehabilitacji do Wałbrzycha, do dr Druszcza. Miałam nadzieję usłyszeć,że bez operacji mozna zyć, ale..... pilne, pilne i jeszcze raz pilne.
Musiałam się tylko zasczepić, bo mimo 13 operacji nie mam tego szczepienia i czekam na wezwanie /za 3 tygodnie druga dawka szczepionki/.
Tak jak Wy, boje sie strasznie. Doktor cudów nie obiecuje ale operacja ma mnie uchronic przed powaznymi konsekwencjami. Co dziwne, nie czuję się jakbym miała się zaraz rozpaść - jakieś mdłości, zanik słuchu, zawroty, bóle są, raz nawet przez "zawianie" głowy niezle połamałam rękę - ale w porównaniu z tym, czego doznałam przed operacją lędzwiowego to pieszczoty.
Doktor powiedział, że tak zdezelowany kręgosłup u osoby w moim wieku jest rzadkością. Przed samym zabiegiem ma mi szczegółowo objaśnić na czym będzie polegał zabieg i zaproponuje metody operacji,. Wstępnie powiedział o protezach kręgów i dysków.
Czytam tu, że kierują Was na rehabilitację bardzo pózno po zabiegu. Ja po lędzwiowym byłam na oddziale już po dwóch tygodniach /dzięki temu chodzę/ a po trzech miesiącach zaliczyłam kolejny szpital rehabilitacyjny. Teraz też w czasie 2-3 tygodni mam być na oddziale i prawdopodobnie spędzę tam 6 tygodni.
Mam nadzieję, że mnie trochę pocieszycie i podniesiecie na duchu, bo w tej chwili mam psychikę na poziomie rozhisteryzowanego pudla
