Witam. Facet lat 44. Od bardzo dawna mam problemy z kręgosłupem. Się we znaki dawał mi ledzwiowy, co pół roku leżałem na zastrzykach i ogólnie było źle. Tak od 20 lat. Wytarłem sobie l5s1 tak, że kość trze o kość. Zmiany modic ll obrzęk szpiku itd. Mimo wszystko starałem się ćwiczyć i iść do przodu. No i tak poćwiczyłem ze załatwiłem sobie szyje. 200 brzuszków dziennie :). Najgorzej, że nie wiedzualem, że to szyja. Bo bolała mnie ręką, ramie. Szyja nic a nic nie bolala. A ręka - z miesiąca na miesiąc traciłem sprawność i zakres ruchu. 4 prywatnych rahabilitantów. Jeden mówił, że od szyji drugi, że od barku. Neurolog zlecił MRI barku i szyji. I szok. 4 poziomowa
dyskopatia c3-c7. A żeby było ciekawiej w barku w samym środku stawu zrobił się guz (prawdopodobnie tłuszczak). No i się zaczęło. Odwiedziłem 5ciu ortopedów, wykonałem dwa badanie EMG, 3 neurochirurgów, prześwietlenia cuda wianki. Jeden neurochirurg nie wykluczył, że to kręgosłup, dwóch wykluczyło (ha ha ha) w tym jeden profesor. Nie szło po dermatomie. 5 ortopedów twierdziło, że problem mam z barkiem ale ze to guz i w gównianym miejscu to tylko dwóch zdecydowało się operować, reszta się bała. Z uwagi, że mieli mnie otwierać na okrągło i nie dawali gwarancji, że będę po zabiegu ruszał ręką szukałem dalej. Bałem się zwyczajnie. Nie przekonywali mnie. Zrobili mi blokadę w bark. Nic nie dała. Trafiłem do świetnego ortopedy spacjalisty od barków, który orzekł, że mam zamrożony bark i że to nie jest od tego tłuszczaka. I on nie będzie mnie operował bo to się nie kwalifikuje. Widziałem, że facet wie o czym mówi, zaufałem mu. Powiedziałem, że 5 mówiło o operacji to stwierdził, że chcieli mi zrobić krzywdę. Ręka była w takim stanie, że nie byłem w stanie jej schować do kieszeni. Bezsenne noce. Prochy prochy prochy. Kiedy już było bardzo źle doszedł kolejny objaw. Jak ruszyłem głowa ręką się odzywała. Kolejny neurochirurg, uśmiechnął się tylko i powiedział, że operacja. Byłem tak skołowany, że zdecydowałem się na blokadę i przy blokadzie wszystko wyszło. To było to. Trzy tygodnie po blokadzie zacząłem tracic czucie i zsiniała mi ręką. Już w tym czasie byłem na opioidach i rękę nosiłem na temblaku. Poleciałem do neurochirurga i błagałem o możliwie szybki termin. Całe życie bałem się tej operacji, panikowałem... a wtedy nie mogłem się doczekać. Niestety był to okres, w którym wstrzymali przez covid wszystkie operacje i trzeba było czekać niewiadomo ile. Zdecydowałem się na zabieg prywatny. Stabilizacja C6/C7. Sama operacja pikuś. Po dwóch godzinach poszedłem sam do WC. Kiedyś miałem operacje kolana - nie da się tego porównać. Niewielki dyskomfort w gardle i tyle. Na drugi dzień wypis i do domku 150 km. Jak przyjechałem to miałem ochotę pójść na spacer - rozsądek wygrał. Leżenie wypoczywanie i
rehabilitacja. Po 6 tyg. kontrola i powrót do pracy. Ręka zaczęła odzyskiwać sprawność po 7 tygodniach. Po pół roku miałem 80% zakresu ruchu. Czucie wróciło po miesiącu. I byłoby pięknie, gdyby nie kolejny poziom. W sumie od razu po operacji się odezwał. Liczyliśmy się z tym z lekarzem, bo przepuklin tam jest kilka. Teraz znowu walczę, perestezje dłoni pieczenie dretwienie i ciągnie cała ręką. Na szczęście leci teraz po dermatomie :). Wątpliwości brak. Słyszałem, że wiele osób jest operowanych niepotrzebnie na bark. Niech moja historia będzie przestrogą. Nie ufajcie lekarzom :) (żartuję). Czy nie żałuję operacji? Nie! Wiem, że czekają mnie kolejne. Wiem, że czeka mnie wiele bólu i łez. Co będzie dalej? Boję się wiadomo i często załamuje. Ale trzeba walczyć. Strasznie nadwątla to psychikę. Mimo wszystko brnę do przodu. Jakoś będzie. Pozdrawiam ciepło wszystkie Szyjki!! Jestem z Wami od dawna! Szukajmy swojej drogi i walczmy!!