Ja siedzialem przez pol roku w domu i nie wychodzilem nigdzie sam, zawsze samochodem i zawsze z rodzina, tylko jezeli naprawde musialem, balem sie wychodzic, wtedy gdy myslalem co ze mna bedzie jutro, za tydzien, za rok to myslalem ze bedzie to samo co aktualnie sie ze mna dzialo, tez bylem bardzo aktywna osoba, ciezko mnie bylo w domu zastac, ale sytuacja sie zmienila i ja tez musialem sie zmienic. Tak juz sie nasze zycie potoczylo, ale nie mozna sie calkiem zalamywac i siedziec tylko na dupie, zycie nie jest tego warte, zal go na takie *** tak naprawde, to doszlo do mnie dopiero po pol roku ale strasznie zalowalem ze stracilem tyle czasu bo tak naprawde nie wiemy czy umrzymy jutro czy za tydzien czy za x lat, nie warto tak niszczyc swojego zycia na wlasne zyczenie. Wiem ze to latwo sie tylko pisze bo przerabialem to i to bylo bardzo trudne, jakies 2-3 miesiace uczylem sie samodzielnej egzystencji na zewnatrz domu ale sie udalo i to byl moj chyba najwiekszy zyciowy sukces, podnioslem sie i nauczylem zyc na nowo

to znowu bylem ja
