Hej
Przychodzę tutaj, bo temat jest dla mnie stosunkowo nowy.
Mój chłopak ma epilepsje, ataki przechodził głownie jako nastolatek, potem co raz rzadziej, teraz od 4 lat nic... aż do wczorajszej nocy. Dostał ataku. Strasznie mi go szkoda, bo w końcu mógł zrobić prawo jazdy (w kraju gdzie mieszkamy warunkiem są 3 lata bez ataków). Zdał w grudniu, we wrześniu miał robione ostatnie badania, które były pozytywne - znaczne zmniejszenie ognisk.
Niestety teraz chwilowo czuję lęk przed spaniem z nim (ścisnął mnie dość mocno gdy wszystko się zaczynało) choć wiem, że dla niego to było gorsze przeżycie. Dlatego mam parę pytań, bo mało wiem o tej chorobie, coś googlowałam, ale chciałabym wiedzieć z pierwszej ręki od osób z epilepsją lub których partner choruje.
Czy jeśli ataki występują głównie lub tylko w nocy - jak śpicie? Czy może coś się stać gorszego? Czy skurcz mięśni może być taki, że niechcący stanie się krzywda i mi? Wiem, że sam atak trzeba po prostu przeczekać, mój chłopak w trakcie był na boku, ale pod koniec nie mógł oddychać. Czy to normalny etap ataku?
Dodatkowo obydwoje się wystraszyliśmy, że skoro epi wróciła to może to doprowadzić do kolejnych napadów w krótszych odstępach czasu. Coś na zasadzie nawrotu. Czy tak może być? Czy jest nadzieja, że było to losowe zdarzenie? W ostatnim czasie nie pił alkoholu, nie miał stresów, nie było żadnych migających świateł - sam nie znalazł żadnego powodu.
Kocham go, staram się wspierać, ale teraz nie byłam w stanie zostać z nim na noc :(