Witam wszystkich Forumowiczow i mam nadzieje, ze znajda sie osoby, ktorym ten watek sie przyda, doda otuchy,moze cos pomoze, bo tego tez szukalam piszac w lipcu ubieglego roku, kiedy moj brat w wieku 27 lat trafil po dwoch udarach w stanie krytycznym do szpitala. Z drugiej strony chce tez przelac wlasne doswiadczenia wirtualnie "na papier" i dodac w ten sposob wiary i sily, tym ktorzy to teraz sami przechodza. Zaczne moze od poczatku. Pod koniec lipca brat nocowal u przyjaciol i nikt podobnie jak wiekszosc z nas nie wpadlby na pomysl, ze fakt iz tak dlugo spi, moze byc spowodowany u 27-latka udarem. Kiedy kolo godziny 14ej dalej nie wygladalo na to, ze ma zamiar wstac, przyjaciel zaczal go budzic, przy czym stwierdzil, ze ma dziwnie przewrocone oczy i mruczy...powiedzial tylko ze odwiezie go do domu i niech tam dalej spi. Wtedy jednak stwierdzil, ze cos jest nie tak bo musial zawolac pomoc, zeby brata sprowadzic do samochodu, bo nogi w ogole nie chcialy wspolpracowac. W domu rodzice widzac stan brata natychmiast zadzwonili po karetke, ktora trafil do szpitala na oddzial neurologiczny. Nastepstwem jednego z udarow byl tez drugi i prawdopodobnie uraz glowy, czego brat nie pamietal a co wynika z tomografii komputerowej. W zwiazku z tym, ze ani kroplowki, ani podawane zastrzyki niewiele pomagaly i cisnienie siegalo prawie 200, lekarze zdecydowali przeniesc brata na OIOM i wprowadzic go w spiaczke kliniczna, w ktorej byl 3 dni. To byly najgorsze dni w naszym zyciu, poniewaz stan brata sie pogarszal i ordynator OIOMU kazal przygotowac sie na wszystko, byl nawet ksiadz z Ostatnim Namaszczeniem-chwile strachu, ogromu wylanych lez i granie przez nas rodzine twardzieli,kiedy wchodzilismy na oddzial by potrzymac brata za reke i mowic do niego o rzeczach przyjemnych, niezwiazanych ze strachem, choroba i obawami i tym co bedzie dalej. Czwartego dnia spiaczki ordynator potwierdzil znikome polepszenie sie stanu zdrowia brata i w zwiazku z tym, ze stan byl w miare stabilny, postanowili brata wybudzic. Na poczatku mial caly czas zamkniete oczy, czasami jedno otwieral i komunikowal sie z nami poprzez sciskanie reki rozmowcy, mogl ruszac rekoma, nogami i jak przyjaciele go rozbawiali to usmiechal sie od ucha do ucha jakby sie nic nie stalo. Drugiego dnia po wybudzeniu ze spiaczki spytalismy ordynator oddzialu neurologii co jest powodem zamknietych oczu, stwierdzono, ze moze wystepowac objaw podwojnego widzenia i dlatego tak niepewnie spoglada tylko na chwile i z reguly tylko otwierajac odrobine jedno oko. Zalecono zaklejanie jednego oka, zeby otwieral drugie i co 6 godzin zmieniano strone az podwojne widzenie ustapi-tak tez bylo po jakis 4-5 dniach zaczal otwierac oba jednoczenie. Bylismy przeszczesliwi, widzac jak jego stan zdrowia z dnia na dzien sie poprawia, wkrotce zaczely sie szpitalne rehabilitacje i oprocz tego, ze brat mial zbity mozdzek i mial problemy z samodzielnym chodzeniem i trzymaniem rownowagi, poniewaz sciagalo go na jedna strone, wszyscy byli zdziwieni jego coraz to lepszym stanem zdrowia. Tak dlugie niedotlenienie mozdzku moglo oznaczac o wiele wieksze klopoty, wiec moglismy mowic o cudzie. W polowie sierpnia brat opuscil szpital i mial w domu grzecznie brac leki i czekac na miejsce w Osrodku Rehabilitacyjnym. Niestety niecale dwa tygodnie pozniej trafil do szpitala ponownie. Nagle jego powieki opadly, na czole wystapil pot, slinotok i chodzil jak nakrecony z pokoju do pokoju, nie moglismy go nawet na chwile przekonac zeby usiadl, podobnie jak namowic, zeby na chwile usiadl-fakt ze mial usiasc powodowal, ze caly drzal i mowil o dusznosciach i znow wstawal i zaczynal w kolko chodzic. Kolo polnocy widzac jak sie meczy, poszlam do pokoju rodzicow, lzy poplynely jak grochy po polikach i powiedzialam: Tato boje sie, ze przez te udary on juz nie bedzie normalny...Siedzielismy razem placzac, na co wszedl do pokoju brat i spytal: Tatus dlaczego Lidka placze? Na co Tato odpowiedzial: Bo Synku nie wiemy jak Ci pomoc i nie umiemy Ci pomoc...i to boli. Na to brat powiedzial do mojego meza, zeby pomogl mu sie przebrac i ze pojedzie do szpitala. Wrocilismy na neurologie na nocny dyzur, przyjechalismy sami, wiec nie bylo taryfy ulgowej i odrazu lekarza, wiec zaczelo sie pieklo. Brat znow zaczal wedrowki, jak juz go poproszono do zabiegowego to lekarza nie bylo, jak zaczal wychodzic bo mu duszno i oczywiscie musial pozostawac w ruchu( to samo co bylo w domu) to lekarz wchodzi a jego nie ma i tak kilka razy, w koncu uparl sie, ze chce wracac do domu, bo nikt mu nie chce pomoc...W koncu Tato poprosil lekarza, zeby odrazu jak wejdziemy zaczal badanie bo tak nam zejdzie do rana a my poprostu nie mamy juz sily. Podczas badania nie bylo mozliwe prawie nic, mial miec robione EKG ale jak je zrobic jak nie chce sie polozyc bo mu duszno i ciagle wstaje, jak podlaczyc kroplowke jak chce chodzic...W koncu podali mu zastrzyk uspokajajacy i w koncu sie polozyl, zrobiono EKG i to nie wykazalo nic, wiec diagnoza-> musi pozostac na obserwacji i podloze jest prawdopodobnie psychiczne nie neurologiczne. Przydzielono bratu pokoj na obserwacje, noc minela w miare spokojnie, ale po przebudzeniu wygladal i zachowywal sie tak samo, jak dzien wczesniej, nagle stanal przy samochodzie w ktorym z mezem cala noc czekalismy pod szpitalem, bo to nie hotel, wiec zostac mogl tylko Tata i oswiadcza: wracamy do domu. Lekarz powiedzial, ze powinien wracac na neurologie, zeby tam poradzili co dalej a brat, ze chce wyjsc i ze podpisze papiery. W tym calym nieszczesciu nadal logicznie myslal i logicznie udzielal odpowiedzi a ze jest pelnoletni wbrew jego woli lekarz zatrzymac go nie mogl. Ciag dalszy ten sam co wczesniej w domu, cale dnie i noce chodzenie i pilnowanie, zeby sobie nie zrobil krzywdy, po dwoch dniach dal sie ponownie namowic na powrot do szpitala. Ta sama sytuacja tylko, ze tym razem w szpitalu, gdzie zadna pielegniarka ani zaden lekarz nie beda kolo niego chodzic jak my 24h/ dobe. Zaczeli wlewac kroplowki jedna za druga i dawac zastrzyki na uspokojenie zeby spal a nie chodzil. Kiedy ordynator oddzialu zarzadzil zmniejszenie dawek kroplowek i zastrzykow i nie dawali sobie z nim rady, przypieli go pasami do lozka (rece i nogi). I tak kazdego z nas, kto wchodzil na sale blagal, zebysmy go odpieli z argumentem: jesli mnie kochacie to mnie odepnijcie. Doszlo do tego, ze wychodzilismy z sali zaplakani a ordynator mowil: jesli sie teraz ugniecie, to pieklo sie nigdy nie skonczy... Nie odpielismy, wlasnie dlatego ze wiedzielismy ze tak mu nie pomozemy. Stan brata zaczal sie pogarszac z godziny na godzine, przestal mowic, przestal ruszac rekoma i nogami, przestal samodzielnie lykac, wiec karmienie i leki przeszly na dozylne, nie otwieral oczu i zaczal przygryzac jezyk i wargi do krwi, przy czym szczeki tak zaciskal, ze balismy sie ze odgryzie sobie jezyk lub przegryzie warge na wylot( nie kontrolowal tego), poza tym lezal jak to przyslowiowe warzywo. Ja godzinami siedzialam w sieci szukajac odpowiedzi, podpowiedzi, jak mozna mu pomoc. Trafilam na artykuly na temat depresji i zaburzen emocjonalnych po udarach i tego typu niemocy fizycznej. Nastepnego dnia to juz prywatnie umowilismy rehabilitanta, ktory mial do brata przychodzic, bo lezenie i czekanie zniszczyloby wszystko. Codziennie na dwie godziny przychodzil do brata , ze wspanialym podejsciem do pacjenta, cwiczyl wszystkie partie miesni mimo tego, ze ze strony brata nie bylo prawie wcale reakcji, podczas rehabilitacji caly czas rozmawial z bratem, opowiadal kawaly, podczas ktorych opowiadania zauwazal jedyna reakcje ze strony brata-usmiech od ucha do ucha-to bylo jak swiatelko nadziei w tym dlugim tunelu...Zaczal rodzicom pokazywac jak maja z bratem cwiczyc odruch lykania i jak moga z bratem cwiczyc, kiedy jego nie ma. 5 dni pozniej kiedy rehabilitant sie spoznial i nie bylo go jak zwykle o 14ej, brat odezwal sie: czemu Andrzejek nie przychodzi? Tego dnia zaczal sie krotkimi zdaniami co jakis czas odzywac, prosil zeby pomagac mu sie podciagac zeby usiasc na lozku. Od tego dnia byl bardziej aktywny podczas cwiczen, czesniej sie odzywal i poprosil o domowy rosolek Moze to zabrzmi dziwnie, ale my balismy sie z tego wszystkiego cieszyc, bo to tak jakbysmy nasza radoscia mogli cos zapeszyc i moze znow sie cos pogorszy. Nie chcialam czekac az tak daleko to zajdzie i podczas moich poszukiwan w internecie trafilam na strone medycyny chinskiej, w ktorej pisano o leku na bazie kordicepsu i Linchzhi (Reishi), ktore wg tradycyjnej medycyny chinskiej mialy zaopatrzyc mozg w niezbedne skladniki odzywcze a co za tym idzie podwyzszyc jego zdolnosci funkcjonalne. Osobiste doswiadczenia z medycyna naturalna i jej moca pozwolily mi zaufac temu, w porozumieniu z lekarz prowadzaca, przedstawieniu skladu leku i ustawieniu pozostalych lekow brat zaczal brac te kapsulki i to bylo bardzo wazne, bo przy takich schorzeniach czas jest bardzo istotny. Wyczytalam na ulotce, ze sens ze stosowania tego leku jest do dwoch miesiecy od udaru, wiec to byl najwyzszy czas, zeby jeszcze uratowac co sie da-chodzi o nieodwracalnosc zmian w pozniejszym okresie i minimalna efektywnosc po tym okresie. Wiem to juz jest prawie ksiazka, wiec rozpisywac sie juz wiecej nie bede, chcialam tylko powiedziec, ze jest cos takiego i ze mojemu bratu pomoglo i dzis jest jak nowy Gdybym dzisiaj komus powiedziala, ze dobre pol roku temu lezal plackiem, ze jeszcze miesiac wczesniej byl juz jedna noga na tamtym swiecie-pewnie by nie uwierzyl. Najwazniejsze jest to, zeby sie nie poddawac. Czego mnie to wszystko nauczylo? Ze sa rzeczy,sposoby, doswiadczenia innych, z ktorych moge cos wyniesc, z ktorych moge skorzystac i ktore w tych trudnych chwilach sa pomocne. Dlatego i tylko dlatego opisalam tutaj swoje doswiadczenia, bo wiem jak wazna jest w takich chwilach swiadomosc, ze nie jest sie samym z podobnym problemem i dla mnie byla kazda nawet najmniejsza wskazowka czy podpowiedz na forum na wage zlota. Wiekszosc jak ja na poczatku melduje sie na tego typu forach z rozpaczy i zwykle sluch o nas ginie, bo albo jakos wszystko sie ulozylo albo niekoniecznie. Usiasc skreslic kilka slow juz po wszystkim, podzielic sie doswiadczeniami jest bardziej czasochlonne. Dlatego dziekuje wszystkich Forumowiczom, za Serce, za poswiecony na wszelkie porady czas i za sile, ktora pozwala nam to wszystko wspolnie przetrwac-DZIEKUJE!!! Lidka