Mimo to trzeba walczyć i wierzyć. Kto z nas gdyby mógł cofnąć czas przestałby robić cokolwiek? Moja Mama w październiku zeszłego roku poleciała do mojego brata, podczas ładowania z powrotem rozbolała ją strasznie głowa i od tamtej pory bolała każdej nocy, miała tez słabszą lewą stronę ciała. Wszyscy martwiliśmy sie, ze tak jak mój tata miała mały
udar. Wyładowała u lekarza pierwszego kontaktu, ta stwierdziła, ze cos przesadza ale wysłała ją na badania krwi. Miała takie OB, że po odbiorze wyników trafiła prosto do szpitala, w którym przez około 3tygodnie dostawała kroplówki jak w przypadku udaru. Dopiero przy trzecim badaniu TK stwierdzono, że ma guza. Podobno niedużego bo 3,5cm. Niestety w samym środku głowy. Leżała tak kolejne dni w szpitalu, w który, stwierdzonoz, ze jest jak w hotelu i wypisują ją do domu. W dniu, w którym mieliśmy ją odebrać ze szpitala zadzwoniła przerażona, ze nie czuje połowy ciała. Wtedy trafiłam na konsultacje do profesora, który od razu stwierdził, ze jest to prawdopodobnie złośliwy guz ale trzeba zrobić biopsję. O biopsję nie mogłam sie doprosić przez jakieś 2tygodnie, lekarz ewidentne mnie okłamywał. Dopiero gdy lekarka prowadząca mamę zadzwoniła do szpiTala, w którym biopsję robią następnego dnia ja tam przewieźli (dlaczego nie zadzwoniła wcześniej?) Biopsja potwierdziła, ze jest to glejak wielopostaciowy. Potem kilka niezależnych osób mówiło mi, ze mam sie żegnać z Mamą, ze to jej ostatnie Święta. Nie docierało to do mnie ani wtedy, ani teraz. W wigilie zabraliśmy mamę do domu. Z dnia na dzien było coraz gorzej. Umarła 6lutego więc po 3ch miesiącach choroby. Piszę to, bo po ponad pół roku dalej mam wrażenie, ze Ona jest u mojego brata i niedługo wróci a kiedy przypominam sobie jej ostatnie słowa, dni które przespałyśmy razem w szpitalu, to jak wyglądała przed śmiercią i masę innych rzeczy, to czuję sie jakby znowu ktoś mi mówił, ze ona umiera, jakbym znowu dostawała tą wiadomość. Pewnie nigdy nie przestanę sie zastanawiać czy zrobiłam wszystko co mogłam. Mama nie miała operacji bo jej stan zbyt szybko się pogarszał zresztą guz był tak umiejscowiony, że mijali sie to z celem. Pewnie do końca życia będę sie zastanawiała czy była świadoma do końca - przed śmiercią ściągnęłam braci żeby sie z nią pożegnali. Jeden przyleciał we wtorek, w środę musiał wracać do Anglii, w czwartek umarła Mama a w piątek przyleciał znowu bo w sobotę był pogrzeb. Mam nadzieje, ze inne osoby, które przez to przeszły nie były z tym takie same. Jak pisałam moi bracia mieszkają w Anglii a ja byłam przy Mamie z ojcem inwa*** i alkoholikiem.
Życzę Wam wszystkim, aby nie bolało tak bardzo...