zaczęło sie na tym że przyłapywałam sie na bezdechu. Zasypiając nagle wyciszał mi sie oddech i po chwili łapałam sie na tym i zaczynałam oddychać dalej. Bylo ok chociaż wcześniej nie miałam bezdechu. Po kilkunastu minutach podczas których chyba ok 3 razy miałam bezdech zaczęło sie dziać gorzej. W pewnym momencie zasypiania poczułam mrowienie i burczenie w okolicach klatki piersiowej ale bardziej w okolicach brzucha. Miłe uczucie, nagle poczułam je na całym ciele, jakbym była mruczącym kotem. Po chwili jednak to mruczenie przeszło w drętwienie całego ciała i zdałam sobie sprawe że nie oddycham! od razu pomyslałam : musze zacząć oddychać, zaczerpnąć powietrza. Ale nie moglam! Byłam sparaliżowana. Wystraszyłam sie, ale nagle to ustało. Spał ze mną mój chłopak, mówilam mu co sie dzieje ale po tym czymś i on sie wystraszył. Poprosiłam go aby kontrolował mój oddech. Połóżyłam sie na drugi bok i nadal próbowałam zasnąć. Niestety znów kilka razy przyłapałam sie na bezdechu... Nigdy w życiu nie miałam takiego czegoś, śpie bardzo dobrze. Pomyślałam że to może jakieś zmory i wpadłam na pomysł żeby przewrócić głowe na drugą strone, tzn tam gdzie nogi dać głowę. Położyłam sie na brzuchu i lezałam. Byliśmy z chłopakiem bardzo zmęczeni bo to było kilka dni imprez więc oczy mi sie same zamykały i... znów przestawałam oddychać a jeśli w pore to do mnie nie dotarło to drętwiałam :( w pewnym momencie w chwili gdy znów połapałam sie że nie oddycham i chciałam zaczerpnąć powietrza stało sie coś przerażającego, jakby ktoś kopal delikatnie prądem mój mózg, czułam wibracje w mózgu, czarną dziure w głowie, wszystko wirowało, wydawało mi sie że krzycze i sie cała telepie jak w ataku padaczki, oczywiście ciała nie czułam, ocknęłam sie z przerażeniem na twarzy mało nie płacząc i powiedziałąm że nie będe spać tej nocy bo umre, nie wstane rano bo sie udusze. Z błahego przyłapywania sie na bezdechu skończyło sie na okropnych paraliżach i "kopaniu prądem"! Byłam przerażona, postanowiłam z rana iść do lekarza. Podejrzewałam może że w domu w którym spaliśmy ulatnia sie gaz lub grasują duchy ale nikt inny sie nie czuł jak ja. Jedynie mój chłopak zaczął mieć wrażenie że gadamy ze sobą, głównie gdy przysypiał, ja miałam IDENTYCZNIE zdawało mi sie że z nim rozmawiam, kilka razy nawet podnosiłam głowe i pytałam "Co" a on spal i mówił że nic. Rozmowy dotyczyły moich dziwactw z oddechem Jemu zdawało sie że gadamy i żę wpada jego mama i mowi ze jak za poł godziny mi nie minie to idziemy na pogotowie. To była już kompletna paranoja że i jemu udzieliło sie jakieś moje zrycie. To wsztstko twało kilka godzin, zdarzyło sie też kilka, może 3 akcje gdzie czułam sie że miałam atak, paraliż, że sie telepie i krzycze a gdy to ustępowalo i pytałam chłopaka czy tego nie widzial on mowił że nic nie widzial... w pewnym nawet momencie powiedzialam mu ze jak bede znow miała to dziwne cos to jakby czuł najmniejszy ruch z mojej strony niech mną szarpie i mnie budzi ( a raz zdawało mi sie ze to robił ale nic podobnego nie miało miejsca ). Przez to wszystko bolało mnie serce. Dodam ze nie miałam skurczy mięśni, byłam trzeźwa i dobrze najedzona, nie biore żadnych lekow i tamtej nocy czułam się dobrze. Oczywiście byłam zmęczona bo to było po sylwestrze i przez ostatnie tygodnie dużo piłam i brałam różniste narkotyki ale na prawde nie raz czulam sie gorzej, np na zwale po amfie i bylo wszystko ok. Gdy po kilku godzinach ustąpily objawy zasnełam i do rana był spokój. Dodam jeszcze, ze to wszystko działo sie w momencie przysypiania. Nigdy nie miałam bezdechu ani paraliżu sennego.
Co to było? Skąd się wzieło? Czy się powtórzy? Czy iść z tym do lekarza?
Obawiam się dzisiejszej nocy chociaż traktuje to co było jako nowe doświadczenie wolalabym jednak spać spokojnie i pożyć jeszcze kilkadziesiąt lat. Mam 17 lat i jestem zdrowa, normalnej budowy, chorowałam na astme ale nie dokucza mi ona od kilku lat.