Witam, po krótce chciałabym opowiedzieć moja historie. O ile sobie dobrze przypominam wszystko zaczęło się jakieś 3.5 roku temu, po urodzeniu dziecka. Pewnego dnia po farbowaniu włosów zaczęło mi się strasznie kręcić w głowie, przestraszyłam się,,położyłam do łózka i myślałam że przejdzie. Następnego dnia, zawroty głowy utrzymywały się nadal i tak na co dzień. Potem doszły mdłości, lekkie zaburzenia widzenia. Wyjechałam z rodziną za granicę. I tam wszystko przeszło na okres jakichś dobrych kilku miesięcy, żeby chyba potem uderzyć ze zdwojoną siłą. Pewnego wieczoru kiedy kładłam dziecko spać, zaczęłam tracić czucie w rękach. Pojechałam na pogotowie. Tam mnie zbadali, powiedzieli ze mam problemy z oddychaniem i odesłali do domu. Od następnego dnia miałam potworne zawroty głowy, okropnie słabe ręce i nogi, duszności. Nie miałam siły przewinąć dziecka, obrać ziemniaków, utrzymać garnka, długopisu. I tak trwa to do dzisiaj. Dziś już jestem w PL, bo po pewnym czasie zdecydowaliśmy się na powrót i szukanie przyczyny moich dolegliwości. Szukaliśmy i szukamy nadal. Obeszłam już wielu lekarzy, zrobiłam serie badań, poczynawszy od morfologii, na rezonansach kończąc. Jedyne do czego można się uczepić to
zniesienie lordozy szyjnej, kifotyczne ustawienie kręgosłupa i torbiel w okolicy rdzenia kręgowego. Najgorsze są te zawroty głowy, które trwają prawie całymi dniami, uniemożliwiają mi normalne funkcjonowanie. Do tego dochodzą duszności (raz na jakiś czas jakby ucisk w gardle). Mam nadwrażliwość na hałas, światło. wiele by tu jeszcze wymieniać. Co parę dni chce dzwonić na pogotowie, ale jak zwykle powiedzą że mam nerwicę i jestem okazem zdrowia. Moze ktoś z was ma podobne objawy? Co z tym robić, gdzie szukać pomocy? Pozdrawiam serdecznie, xxx niuska