Witam wszystkich. Od jakiś 3 miesięcy (od wyczynów naszych kopaczy w Niemczech - ale to chyba przypadek:) ) męczą mnie zawroty głowy. A zaczęły się jakoś dziwnie. Leżałem sobie w łóźku i słuchałem muzyki. Troszkę bolała mnie szyja. Nagle zadzwonił telefon i jak wstałem nie wiedziałem gdzie jestem.Nie mogłem utrzymać równowagi. Ciśnienie skoczyło mi na 170/120 (mam 23 lata i zawsze miałem 128/80). Robiłem badania krwi, wyszło ogromne OB (wynik 40 - norma 5!), podwyższone limph, glukoza poniżej normy. Zaczęła mi cierpnąć noga (tak jakby ktoś wyłączył w niej krążenie krwi). Po kilku dniach zaczęły mi cierpnąć usta i takie uczucie jakby gardło mi zaczyna cierpnąć. Zaczęły mi się na całym ciele pojawiać takie jakby pryszcze, ale zamiast ropy, jest tam taka bardzo czarna krew, taki jakby skrzep. Najgorsze jest jednak to, że nie mogą się praktycznie położyć. Jak się położe na płasko na plecach, to wszystko zaczyna jeździć, jak na boku (obojętnie czy na prawym, czy na lewym) to zaczyna mi się robić słabo - mogę spać tylko na brzuchu, bo wtedy tylko ciut się kręci. Czasem te zawroty się uspokajają i jakoś jestem w stanie funkcjonować, ale nie chce to przejść całkiem. Teraz znowu wróciło. Często mam wrażenie, że mi szyja drętwieje. Jak nią chcę wtedy ruszyć to wszystko boli. Nie wiem co jest grane. Neurolog nie chce robić tomografii, byłem na badaniu u laryngologa (jakieś ENG, czy coś takiego) i wyszło, że mam jakieś zawroty naczyniowe. Nie dostałem żadnych leków. Neurolog sugeruje wizytę u psychiatry, tylko po co? Nie potrafię dłużej tak żyć - te zawroty pojawiają się zarówno w domu, jak i na zewnątrz. A bardzo często wywołuje je ostre słońce. Przy tych zawrotach dostaję lęków, a kiedy się te zawroty uspokajają, to wtedy lęki przechodzą. Może to faktycznie jakaś choroba psychiczna? Nie wiem, czy to ważne, ale jakiś rok temu, jak naprawiałem sobie krzesło, to przez przypadek usiadłem na starym gwoździu i wtedy zaczęły się pojawiać te skrzepy, czy co to jest.
Nie wiem, co robić.