Dzień dobry. Jestem tu po raz pierwszy, mam 57 lat i własnie dowiedziałam się, ze prawdopodobnie (tak na 90%) jestem chora na padaczkę. Pani dr to stwierdziła po analizie wyników badań EEG i MR. Eeg wykazało nieznaczne odchylenia, natomiast MR nic nie wykazało. A moja choroba - niechoroba zaczęla się ok 3 lata temu, kiedy to zachorował na raka mój mąż (zmarł) i bardzo ciężko to przeżyłam. Dostałam od neurologa Sympramol 2 x 1. Wtedy 2 razy zemdlałam. Na szczescie bezpiecznie. Trwało to moze 2 sekundy i nawet nikt tego nie zauważyl tylko ja bylam tego swiadoma. Zgłosiłam sie do kardiologa, ktory zalecił mi robienie "krzesełek". Robiłam. Tylko nogi mi się wzmocniły do jazdy na nartach. Ale dr był szczęśliwy. Niestety taki chwilowa przerwa w zyciorysie miała miejsce w ciągu 3 lat może 2 razy. I tak na 2 sek. nie dłużej. Przyjęto mnie na neurologie, zrobiono MR i eeg - i nic nie zdiagnozowano. Za to skierowano mnie na test TILT, ktory wykazał jakąś nieznacznego stopnia nieprawidłowość gdys swiadomość stracilam dopiero po podaniu mi jakiegoś leku w areozolu. Nie wiem co mial udowodnic ten test... W tymże szpitalu przepisano mi depakine tak chyba na wszelki wypadek. Potwierdzila to tez moja pani neurolog. Zatem bralam tą depakine ok 2 lata.W tym czasie takie omdlenia mialam raz. Jednak musialam ja odłozyć gdyż w pewnym momencie zaczęły mi wychodzić włosy i pani dr - po ponownym eeg i MR - przepisala mi lamitrin. I tak biorę ten lamitrin od lutego br i mamy dzięki Bogu koniec lipca i - odpukać - nic mi się nie dzieje. Wszystko zatem byloby ok gdyby nie to, że ja nie potrafie pogodzic sie z tą chorobą. Bardzo ucierpialy na tym moje nerwy. Nie moglam spac, płakałam i tylko myslalam kiedy bedzie jakis atak, ale nic takiego nie następowało. 2 razy odczułam jakby drzenie ciała... Porównałam ten stan z pustakami na wibratorze, kiedy są utwardzane. Oczywiście przesada. (czarny humor) .To drżenie ustąpiło po jakichś 7 sek ale wzbudziło we mnie lęk. Doszło do tego, ze w stanie silnego pobudzenia nerwowego zgłosilam się do znajomego (innego) neurologa z prosbą o pomoc. Ten dał mi relanium - dosłownie pyłek. Nie całą, ani nie nawet pół tabletki. Może cwiartka to byla... I po chwili uspokoilam sie i jest wszystko ok. Tak więc odkąd biorę Lamitrin (2x50mg) nie dzieje mi sie nic złego, nie mam żadnych omdleń, ani opisywanych wszędzie napadów. I modlę się by nigdy nic podobnego nie nastapiło. Jest jeszcze jedna sprawa bardzo wazna dla mnie. Czekam od ponad 2 lat na sanatorium. W czasie tych 2 lat bralam depakine i sympramol jezdzilam po ciepłych krajach w najgorętszych miesiącach i nic mi się nie działo. Teraz tez bardzo bym chciala jechać. To jest jedyna radość jaka mi została.. Teraz po smierci męża i gdy zostałam w "pustym gnieżdzie", w domu bez dzieci. Problem w tym, ze nie wiem jak podchodzi do tego NFZ. Znajomy neurolog powiedział mi, że jesli biorę leki i nie mam zadnych omdleń (czy napadów - bardzo tego słowa nie lubię) to moge jechać do sanatorium. Tak własnie jest. Jestem tak zmęczona pracą, stresami związanymi z pracą zawodową, pogrzebami i ślubami w mojej rodzinie no i moim zdrowiem, ze muszę pojechać na ten wypoczynek by odreagować. Naładować akumulatory.
Słyszałam też, że jest podobno przepis, ktory dopuszcza mozliwość korzystania z sanatorium przez osoby chore na padaczkę, bez napadów.
Tu moja prośba. Jeśli ktos cos wie na ten temat, tj przepisów prawnych warunkujących mozliwisć korzystania z sanatorium z NFZ, PROSZĘ napisać... Wertuję internet na wylot i nic takiego znależć nie mogę, a wprost do NFZ boję się pójść...
Serdecznie proszę o odp. Jest to dla mnie BARDZO WAŻNE.