4.5 miesiąca temu pękł mi tętniak. O mojej historii można napisać książkę, ale postaram się to skrócić.Głównymi objawami był silny
ból głowy, uczucie gorąca, wymioty. Koleżanka zadzwoniła po pogotowie, bo nie wiedziała co się dzieje. Po 3 wzywaniu karetki w końcu w ogóle ją wysłano. Po 1,5 godz. karetka dotarła do mnie(kiedy ja do szpitala szłam 15 min. pieszo)Pielegniarka wchodząc do domu powiedziała,ze ona jeździ ludźkie zycie ratować a nie do 20-letniej dziewczyny,ktora albo sie naćpala albo jest w ciąży.Kazała mi siadać i denerwowała się ze nie chce siedzieć.Mówiła, że jestem nieinteligentna, bo się nie odzywam(a ja już przestałam mówić), miałam utratę świadomości. Byłam już w ciężkim stanie i tego nie pamiętam (to wszystko opowiadała mi koleżanka), jechałam w karetce na siedząco a gdy okazało się co mi jest, to mi głowy nie można było podnosić a już nie mówiąc o siedzeniu. Pielęgniarka chciała mnie wieść na toksykologię, dopiero po wielokrotnych zapewnieniach koleżanki, że się nie naćpałam, w ogóle zgodziła się mnie zawieść do szpitala klinicznego.Powiedziała, że jak się okaże, że się naćpałam to przyjedzie tu gdzie mieszkam i mi wpier***. W szpitalu po badaniach okazało się,że pękł mi tętniak. Miałam embolizację. Po embolizacji przestałam ruszać reką i nogą, miałam także paraliż nerwu twarzowego.Walczyłam o życie. Odbyły sie 4 msze za moje zdrowie. Trudno sobie wyobrazić co przeżywali moi bliscy, szczególnie gdy jest bardzo dużo ludżi, którzy nie liczą się z uczuciami innych.. Moja mama, gdy ja byłam w ciężkim stanie od pewnej kobiety usłyszała, że ze mnie to "już nic nie będzie, bo na moim miejscu to samych nieboszczyków wywożą" a moja siostra za kilka dni od tej samej kobiety usłyszała takie pytanie: I jak siostra? żyje jeszcze?. Lekarze nie mogli mnie wybudzić. Przez 5 tygodni leżałam, nie podnosiłam nawet głowy. Gdy krew w mózgu się wchłonęła mogłam zacząć ćwiczyć.Patrząc na moich bliskich nie mogłam się poddać. ćwiczyłam jak najwięcej. .Muszę się przyznać,że miałam trudne chwile, kiedy nie chciałam żyć, gdy powiedziałam kiedyś siostrze, że może by było lepiej, gdybym wtedy umarła to bym nie musiała się tak męczyć to mi powiedziała tak: dla kogo by było lepiej? Czy wiesz co by przeżywali rodzice? i czy w ogóle by to przeżyli? zrozumiałam ,że nie mogę być egoistyczna i walczyć nie tylko dla sienie ale i dla bliskich. Obecnie paraliż nerwu twarzowego ustąpił, sama potrafię chodzić, najgorzej jest z ręką, ale potrafię już ruszać trochę palcami. Póki co dalej ćwiczę jak najwięcej, bo chcę wrócić do normalności .WSZYSTKIM INNYM W PODOBNEJ SYTUACJI ŻYCZĘ SZYBKIEGO POWROTU DO ZDROWIA I WYTRWAŁOŚCI.