Ja akurat miałem przypadek, że na parkingu policja mnie wyciągnęła z samochodu bo zauważyli, ze coś się zemną dzieje. Opisali przypadek w raporcie (utrata przytomności, drgawki, wydzielina z ust). Objawy padaczkowe, więc informacja do wydz. Komunikacji poszła. Zostałem skierowany na "badania", które ..... nie miały nic wspólnego z wykluczeniem lub potwierdzeniem padaczki (dziś wiem już, że był to udar cieplny - brak klimy 35 stopni na zewnątrz, przemęczenie, i dodatkowo puszczone ogrzewania aby zwiększyć chłodzenie silnika). Oczywiście mając pewne argumenty (wypis ze szpitala) oraz konsultacje medyczne odwołałem się.
Efekt był taki, że na kolejne badania miałem już więcej argumentów (dobre eeg i konsultacje u neurologa) i spokojnie zapłaciłem kolejne 369 PLN ufając w uczciwość sosnowieckiego WOMP. Badania były dokładniejsze ale nic nie wykazały, a Pani neurolog, która okazała się osobą wyjątkowo arogancką i niepotrafiącą się zachować (traktowała mnie jak przedmiot, który jest po prostu do odfajkowania) nie była w stanie wydać mi zdolności. Na pytanie o podstawy odpowiedziała bezczelnie, że nie będzie ryzykować. Tu muszę powiedzieć, że miała jeden bardzo dziwny argument - "krzyk". Uważała, że im głośniej się wyraża tym więcej ma racji.
Podsumowując - wg mnie jest to łamanie prawa (w ustawie jest napisane, że lekarz powinien w razie wątpliwości zlecić specjalistyczne badania - to nie miało miejsca). Dodatkowo wychodzi na to, że standardem jest ostrożnościowe podejście do badanego. Lekarze neurolodzy nałogowo stosują zasadę, że podejżenie wystąpienia padaczki jest wystarczającą podstawą do negatywnej opinii lekarskiej. *** już od tego, że za badania płaci nie małą kwotę osoba badana jednak nie mogę się zgodzić aby lekarze neurolodzy w takich przypadkach mieli zero odpowiedzialności (nie słyszałem aby dali zdolność przy wystąpieniu podejrzeń) i jednocześnie pobierali dodatkowe pieniądze za takie decyzje.